„Kryzys puka do drzwi”
Strajk generalny w Niemczech, największy od lat kryzys gospodarczy w tym kraju, mniej inwestycji zagranicznych. Sytuacja u naszych sąsiadów w realny sposób odbija się na zachodniopomorskiej gospodarce. Produkcja niektórych firm na rynek niemiecki to nawet 80-90 procent.
– To, co gospodarczo dzieje się w Niemczech jest niepokojące i będzie mieć skutki dla całej Europy – mówi Hanna Mojsiuk, prezes Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie.
Niemcy chcą od Polaków mniej niż wcześniej
Relacje gospodarcze między Polską, a Niemcami od wielu lat były zdecydowanie lepsze niż relacje polityczne. Obecne protesty w Niemczech oraz recesja, która dla tego kraju staje się faktem to zła wiadomość dla zachodniopomorskich przedsiębiorców.
- Niemiecka gospodarka od jakiegoś czasu jest w trudnym położeniu - mówi Hanna Mojsiuk, prezes Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie. - To wszystko zaczęło się od czasów pandemii, ale to spowolnienie postępuje i widać wyraźnie po inwestycjach, sytuacji kadrowej i planach ograniczania działalności, że wiele firm z Niemiec jest w trudnej sytuacji. To jest temat ważny dla zachodniopomorskich przedsiębiorców z wielu powodów. Jesteśmy regionem przygranicznym. Mówi się, że mamy rentę geograficzną w postaci bliskości do Berlina. Od jakiegoś czasu czujemy, że ta renta nie jest tak opłacalna, bo inwestycji z Niemiec jest mniej, a i wymiana handlowa z powodu kryzysu i mniejszej ilości zamówień jest mniej intensywna.
Jak dodaje Hanna Mojsiuk, "nie ma szans, by przedsiębiorcy z Pomorza Zachodniego nie odczuli kryzysu w Niemczech".
- Spadła liczba transportów, więc sektor TSL już czuje zmiany. Spadła wymiana handlowa, mniej zamówień dla sektora metalowego, drzewnego, mniej zamówień na rynku półproduktów, problemy mają miejsce również w sektorze automotive, który chyba dla niemieckiej gospodarki jest od lat najważniejszym - wylicza prezes PIG. - Firmy z regionu, które zajmują się produkcją dla klientów spoza Polski muszą dywersyfikować portfel dostaw, bo opieranie się tylko na klientach z Niemiec może być w najbliższych latach ryzykowne.
Kryzys niemiecki wpływa na gospodarkę Pomorza Zachodniego
Eksperci przyznają, że relacje gospodarcze między Polską, a Niemcami w ostatnim czasie były bardzo mocno oparte na wymianie handlowej. Najdotkliwiej kryzys u naszych sąsiadów odczuwają więc sektory: TSL, przemysł oraz automotive.
- Może to nie jest popularna teza, ale prawda jest taka, że gdyby nie wojna w Ukrainie, sytuacja polskich portów i logistyki w Polsce byłaby dramatyczna. Obecnie Polska jest w dużej mierze „portem zastępczym” dla Ukrainy i znaczna część potoku towarowego z tego kraju jest przeładowywana w Polsce. To nam daje impuls do rozwoju i pracę. Relacje gospodarcze z Niemcami bardzo wyhamowały i widać, że nasz główny partner handlowy musi na nowo poukładać sobie gospodarkę narodową, znaleźć potencjał rozwojowy, poszukać innowacji. Niegdyś Niemcy były gospodarczym czempionem. Co się stało, że sytuacja się zmieniła? To na pewno ważne pytanie dla całego kraju, bo odbywające się tam protesty są wyraźnym znakiem frustracji nie tylko sektora rolniczego i publicznego – mówi Przemysław Hołowacz, ekspert rynku TSL z grupy CSL.
- Krach na rynku niemieckim jest ogromny. Przemysł, motoryzacja, elektronika, stal, produkcja podzespołów. To wszystko spada produkcyjnie i już teraz widać, że produkcja w Niemczech jest na najniższym poziomie od wielu lat – mówi prof. Jarosław Korpysa, ekonomista z Uniwersytetu Szczecińskiego. - Całą sytuacja ma duże znaczenie dla Pomorza Zachodniego. Jest wiele firm w regionie, których nawet 80%- 90% produkcji szło na rynek niemiecki. Jak one poradzą sobie w sytuacji, gdy zamówienia spadną jeszcze bardziej? Możemy spodziewać się, że przygraniczne fabryki też będą zwalniać, zresztą mniejszy popyt jest widoczny już teraz – przyznaje ekspert.
- Firmy opierające się na klientach z Niemiec muszą poszukać dla siebie alternatywnych klientów, a jeżeli chodzi o konsumentów technologii produkcyjnej to nie mamy ich w Europie zbyt wielu. Ile kryzys może potrwać trudno powiedzieć? Oby jak najkrócej, choć niektórzy przyznają, że to może być dopiero początek – mówi prof. Jarosław Korpysa.