Pani Ida na co dzień mieszka w Szczecinie, jednak pod koniec marca wybrała się w odwiedziny do swoich rodziców w Świnoujściu. Gdy wyszła na codzienny spacer ze swoją pupilką, nie przypuszczała, że sytuacja nabierze takiego niecodziennego obrotu. Kobieta spacerowała z Figą wśród drzew i zarośli, gdy nagle suczka zaczęła zachowywać się dość niecodziennie.
- Poszłam z Figą na spacer. Chciałam, żeby się wybawiła - mówi "Super Expressowi" pani Ida. - W pewnym momencie Figa zaczęła się dziwnie zachowywać, zeszła ze ścieżki, którą szłyśmy i zaczęła ciągnąć mnie za sobą przez chaszcze i krzaki. Tak szliśmy jakieś 800 metrów.
Polecany artykuł:
Właścicielka suczki była zaskoczona jej zachowaniem, jednak wciąż podążała jej śladem.
- Nie rozumiałam o co psu chodzi, aż zobaczyłam w środku lasu ogień i palące się poszycie - relacjonuje kobieta. - Próbowałam sama ugasić ogień, ale nie dawałam rady. Zadzwoniłam po straż pożarną, przyjechali błyskawicznie i poradzili sobie z ogniem.
Pani Ida nie kryje dumy ze swojej czworonożnej przyjaciółki.
- Gdyby nie Figa, która najwyraźniej wyczuła dym mogłoby dojść do tragedii. Może dostanie jakiś medal? - dodaje właścicielka Figi.