Dramat w centrum Szczecina. Wjechał fordem w tłum ludzi
Przypomnijmy, do dramatycznych zdarzeń doszło na placu Rodła, czyli jednym z największych węzłów komunikacyjnych w Szczecinie. To było piątkowe popołudnie, krótko po godz. 15:00, czyli pora komunikacyjnego szczytu, gdy wielu mieszkańców wracało z pracy. Osobowy ford wjechał w grupę ludzi stojących przed przejściem dla pieszych. Kierowca uciekł z miejsca zdarzenia, by kilkaset metrów dalej doprowadzić do kolejnego niebezpiecznego zdarzenia. Jadąc pod prąd, na alei Wyzwolenia, na wysokości ul. Lubomirskiego zderzył się z kilkoma samochodami. Łącznie rannych zostało 20 osób.
Relacje świadków wypadku są przerażające.
- Stałem na światłach na ścieżce rowerowej obok przejścia - relacjonował "Super Expressowi" Mikołaj, młody dostawca gastronomii, który w feralnym momencie znajdował się na placu Rodła. - W pewnym momencie tuż obok mnie, po chodniku przejechał ten samochód i wjechał w ludzi. Widziałem te przelatujące ciała. To był straszny widok.
- Widziałem ten samochód jak jechał z przeciwka - dodał Igor, który w tym czasie jechał nauką jazdy przez al. Wyzwolenia. - Miał rozbitą szybę, a kierowca wyglądał przez okno. Jechał pod prąd i prawie otarł się o nas, a potem uderzył w samochody, które były za nami. Gdybym jechał parę sekund później, uderzyłby we mnie. Uratowało mnie to, że chwilę wcześniej trochę przygazowałem.
Sprawca został zatrzymany. Organy ścigania początkowo informowały, że to 33-letni mieszkaniec Szczecina, nie podając nawet jego inicjałów. W sieci krążyły najróżniejsze teorie spiskowe, m.in. że to obywatel Ukrainy lub motorniczy. Nie zostały one jednak potwierdzone. Teraz wiadomo, że to Polak, Grzegorz Ł. Mężczyzna został aresztowany na 3 miesiące.
Kilka tygodni po wypadku zmarła jedna z najbardziej poszkodowanych osób. 59-letnia pani Marzena przebywała w śpiączce. Niestety nie udało się jej uratować.
W związku ze śmiercią kobiety, zmianie może ulec kwalifikacja czynu.
- Możemy się spodziewać zmiany oraz uzupełnienia tego zarzutu, w tym również o kwalifikację prawną czynu, ponieważ dotąd podejrzanemu postawiono zarzut m.in. usiłowania zabójstwa - mówiła w rozmowie z PAP prok. Alicja Macugowska-Kyszka z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.
"Trzeba leczyć, a nie karać"
Wciąż istnieją wątpliwości co do poczytalności sprawcy.
- Prokurator oczekuje na wydanie opinii, celem wypowiedzenia się biegłych co do stanu psychicznego tego podejrzanego, zwłaszcza jego poczytalności w trakcie popełnienia zarzucanego mu czynu - dodała prok. Macugowska-Kyszka.
W przypadku, gdy biegli stwierdzą, że 33-latek jest niepoczytalny, mężczyzna, zamiast trafić do więzienia za popełniony czyn, może zostać skierowany na leczenie w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym. Wiadomo, że od 2018 roku Grzegorz Ł. leczył się psychiatrycznie, a chwilę po wypadku miał twierdzić, że podczas jazdy wpadł w panikę. Prokuratura wystąpiła do sądu o dodatkową obserwację lekarską mężczyzny, gdyż wciąż nie dało się ustalić, czy w chwili zdarzenia mężczyzna był poczytalny.
Adwokat 33-latka uważa, że w przypadku wykazania zaburzeń psychicznych u mężczyzny, należałoby go leczyć, a nie karać.
- Linia obrony jest taka, że w tej sytuacji podejrzanego trzeba leczyć, a nie karać - mówi cytowany przez "Głos Szczeciński" mec. Patryk Zbroja. - Na tym etapie wnioskujemy, że do zdarzenia mogło dojść w związku z chorobą psychiczną sprawcy, z którą ten boryka się od lat i która nie została wyleczona pomimo wielu wizyt lekarskich i leków.
Jeżeli okaże się jednak, że Grzegorz Ł. był poczytalny, grozi mu nawet kara dożywotniego więzienia.