Rusłan Zimicz przyjechał 3 lata temu do Świnoujścia z Kijowa. Pozostawił tam żonę Oksanę, córkę Annę oraz rodziców i dziadków, by setki kilometrów od domu, w Polsce zarobić pieniądze na ich godne życie. W Świnoujściu pracował jako szef kuchni. Niespodziewanie wszystko się zmieniło. Gdy rosyjski agresor napadł na jego kraj, Rusłan podjął szybką decyzję. Sprzedaje to, co ma najcenniejszego, czyli rower, kupuje broń i jedzie walczyć z wojskami Putina.
- Muszę jechać, bo nie mogę zgodzić się, żeby ktoś zbliżył się do moich bliskich - mówi Rusłan w rozmowie z "Super Expressem". - Muszę walczyć, bo jak nie my sami, to kto obroni ojczyznę? - dodaje.
Czytaj też: Małe i wielkie gesty wsparcia. Szczecin solidarny z Ukrainą [ZDJĘCIA, WIDEO]
Ciąg dalszy pod galerią zdjęć
Rusłan uważa, że obrona ogarniętego wojennym koszmarem kraju, to obowiązek każdego Ukraińca.
- Nie wyobrażam sobie, żeby zostać w Polsce i przyglądać się jak inni walczą - podkreśla ukraiński kucharz. Dlatego podjął ważną decyzję i wraca do swojego kraju, by z narażeniem życia bronić go przed bezwzględnym najeźdźcą.
Jak dodaje Rusłan, jego bliscy obecnie przebywają obecnie około 300 kilometrów od atakowanego przez Rosjan Kijowa.
- Moja rodzina potrzebuje świętego spokoju - mówi Rusłan.
Czytaj też: Szczecin zrywa umowę z rosyjskim miastem. "Decyzja mogła być tylko jedna"
Ukrainiec nie ukrywa swojej wdzięczności Polakom, którzy ruszyli na pomoc jego rodakom uciekającym przed koszmarem wojny.
- Jestem wdzięczny Polakom za pomoc - podsumowuje Rusłan.
Jak udało nam się dowiedzieć, Rusłan osiągnął swój cel. Sprzedał rower, na który ciężko pracował i szykuje się do wyjazdu na Ukrainę. Wyruszy tam w najbliższy czwartek.
Czytaj też: Pomorze Zachodnie zrywa umowę partnerską. "Nie chcemy współpracować z agresorami!"