
Uruchomiona na jednym z portali crowdfundingowych zbiórka, zatytułowana „Pomoc dla Jana. Odzyskanie dzieci”, wywołała lawinę komentarzy i skrajnych opinii w internecie. Jak informuje sam Jan K., powodem zorganizowania zbiórki jest trudna sytuacja, w jakiej się znalazł po zaginięciu żony. Mężczyzna podkreśla, że opinia publiczna niesłusznie go oskarża, a rodzina zaginionej 47-latki bezpodstawnie zarzuca mu czyny, których nie popełnił, w tym znęcanie się nad dziećmi.
Jan K. podkreśla, że zmowa milczenia w jego wsi oraz hejt w internecie doprowadziły go do bardzo trudnej sytuacji. Twierdzi, że nie może podjąć pracy, ponieważ społeczność wydała na niego wyrok, nie patrząc na drugą stronę – rodzinę żony. Mężczyzna zaznacza, że adwokat z urzędu nie dysponuje wystarczającymi zasobami, aby efektywnie prowadzić jego sprawę, dlatego musi skorzystać z prywatnej pomocy prawnej.
„Wszystkie oszczędności do tej pory wykorzystałem na pomoc prawną, lekarzy. Podupadłem na zdrowiu więc leczenie także pochłania środki”
– pisze Jan K. w opisie zbiórki. Mężczyzna dodaje, że zależy mu na odnalezieniu żony dla dobra ich dzieci, które obecnie znajdują się pod opieką rodziny Beaty Klimek. Jan K. ma orzeczony zakaz kontaktu z dziećmi.
Jan K. twierdzi, że dysponuje dowodami na bezpodstawne oskarżenia, które przedstawił służbom. Podkreśla, że hejt w internecie i realnym świecie spowodował, że obawia się o życie własne i swoich rodziców. „Pojawiły się groźby skierowane w moją stronę m.in. podpalenia domu i samosądu dlatego chciałbym jak najszybciej udowodnić swoją niewinność” – czytamy w opisie zbiórki.
Jan K. zamierza zebrać 12 tysięcy złotych. W chwili obecnej stan konta wynosi ponad 4,5 tysiąca złotych. Wiele osób nie kryje swojego oburzenia wobec wspierania Jana K. finansowo. Niektórzy wpłacają na konto zbiórki symboliczną złotówkę - tylko po to, by mieć możliwość opublikować komentarz. A te nie należą do przyjemnych.
- "Nie wstyd tobie?"
- "Resztę sam sobie dopłać"
- "Jasiu, powiedz gdzie ona jest"
- "Nie byłeś wart Beaty"
- "Sprzedaj działkę i trumnę na kołach"
- "Stary ch**u powiedz co zrobiłeś z Beatą!!!"
- "Będę cię nawiedzać zza swiatow - Beata" (pisownia oryg.)
- czytamy m.in. w komentarzach osób, które wpłaciły symboliczne kwoty.
Co na to sam zainteresowany? Mężczyzna zgodził się porozmawiać z dziennikarzami "Faktu" i opowiedzieć im o tym, co myśli na temat hejtu, jaki się na niego wylał. Twierdzi, że zakładając zbiórkę "nie miał wyboru".
- Po zaginięciu żony, wylał się na mnie hejt, ludzie grożą mi, że przyjdą i spalą mi dom. Ja nie wiem, na ile te pogróżki są poważne, dlatego wszystko przekazuję policji. Zbieram pieniądze tylko na adwokata, który pomoże mi oczyścić się z zarzutów i odzyskać dzieci. — mówi w rozmowie z "Faktem" Jan K.
Mężczyzna dodaje, że nie zbiera pieniędzy na życie, bo - jak twierdzi "ma dwie ręce i da sobie radę". Podkreśla jednak, że nie stać go na pomoc prawną.
Sprawa zaginięcia Beaty Klimek oraz zarzuty pod adresem Jana K. składają się na dość złożoną całość, zwłaszcza, że wciąż wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi. Wiąże się z tym również wiele emocji, zarówno związanych z zaginięciem 47-latki, jak i skomplikowaną sytuacją rodzinną.
Beata Klimek zaginęła 7 października 2024 r. Tego dnia, jak co dzień, odprowadziła swoje dzieci na przystanek autobusowy. Kobieta nie dotarła do pracy w banku w Łobzie, a jej samochód pozostał na posesji. Wszelki ślad po niej zaginął. Od czasu zaginięcia 47-latki, jej dzieci: 8-letnia Zuzia, 9-letni Kacper i 12-letni Marcel są pod opieką jej siostry, Katarzyny.
Jan K. został zatrzymany 8 kwietnia. Prokurator przedstawił zarzut znęcania się fizycznego i psychicznego nad trojgiem małoletnich dzieci, a także przesłuchał go w charakterze podejrzanego. Mężczyzna nie przyznał się do winy i złożył wyjaśnienia, w których zaprzeczył, jakoby dopuścił się znęcania. Prokurator zdecydował o zastosowaniu wobec Jana K. wolnościowych środków zapobiegawczych w postaci dozoru policyjnego, poręczenia majątkowego w kwocie 20 tysięcy złotych i zakazu opuszczania kraju. Za czyn zarzucony Janowi K. grozi kara pozbawienia wolności od 6 miesięcy do 8 lat.