Mógł być piękny mural, są zwykłe tagi
W ramach wydarzenia "Dzielnica cudów" współorganizowanego przez radę osiedla Śródmieście Zachód, które odbyło się w połowie października, zorganizowano festyn z licznymi atrakcjami dla mieszkańców. Jednym z najbardziej widowiskowych elementów było przemalowanie niezbyt urodziwego, dwukondygnacyjnego budynku u zbiegu ulic Królowej Jadwigi i Łokietka. Na jego ścianach mógł powstać mural, który nieco ożywiłby i dodał trochę koloru szarej, kamienicznej przestrzeni. Jednak, gdy malowidło pojawiło się na fasadzie budynku, wśród części mieszkańców nastąpiło spore rozczarowanie.
Wiele osób spodziewało się wielkoformatowego "tematycznego" malowidła, jednak zamiast niego, na murach pojawiło się kilka tagów, charakterystycznych dla nielegalnych działań pseudografficiarzy, którzy swoją twórczością oszpecają przestrzeń i powodują ogromne koszty, gdyż ich usuwanie często wiąże się z dużymi wydatkami dla właścicieli nieruchomości. Szczególną uwagę zwrócił "podpis" pewnego "artysty", który zdecydowanej większości kojarzy się z wandalizmem. Jego "dzieła" od kilku lat regularnie pojawiają się w wielu częściach Szczecina - na kamienicach, budynkach użyteczności publicznej, a także na mostach i wiaduktach. Do tego dochodzą liczne wlepki z jego pseudonimem, które można znaleźć na latarniach, słupach oraz w wielu innych miejscach.
- "A można było stworzyć coś naprawdę pięknego a tu same podpisy..."
- "Trochę się rozczarowałam. Street art ma ogromny potencjał, może czasem nawet przekazywać głębsze przesłanie. Jeśli jednak artyści ograniczyli się tylko do wrzutek swoich ksywek, trudno to uznać za pełne wykorzystanie tego medium"
- "Tagi to nie sztuka, to wandalizm"
- "Zamiast tępić patologię, jeszcze się ją wspiera i promuje?"
- "Gdzie była policja jak Merasa wpuściliście na drabinę i pozwoliliście mu się ujawnić?"
- czytamy m.in. w mediach społecznościowych.
Kontrowersyjny uczestnik. Wcześniej oszpecił pół miasta
Wspomniany "Meras" znany również jako "Lokal Vandal" to postać owiana bardzo złą sławą w Szczecinie. Efekty jego nielegalnej działalności można liczyć w setkach. Spotkać je można dosłownie w całym mieście - m.in. na murach kamienic - często niedawno odnowionych, skrzynkach energetycznych, ogrodzeniach, wiaduktach czy mostach.
Nieoficjalnie mówi się, że jakiś czas temu "odpokutował" swoje winy i zakończył on nielegalną działalność. Te doniesienia wydają się dość mało wiarygodne, gdyż w wielu miejscach można znaleźć całkiem świeże tagi firmowane jego pseudonimem. Pojawiły się one m.in. na śmietnikach stojących obok "leganie" pomalowanego budynku podczas wspomnianej imprezy, co jest dowodem na to, że wciąż jego celem może być niszczenie mienia.
Dlaczego organizatorzy "Dzielnicy cudów" zaprosili na swoje wydarzenie tak kontrowersyjną postać? Zapytaliśmy o to szczeciński magistrat i radę osiedla. Miasto odcięło się od organizacji imprezy, kierując nas do stowarzyszenia, które wraz z radą osiedla realizowało ten projekt.
- Zarządzając programem wydarzenia, kierowaliśmy się chęcią zaprezentowania różnych artystów i ich unikalnych wizji - tłumaczy Rafał Bajena ze stowarzyszenia Pracownie Artystyczne, które współorganizowało wydarzenie. - Decyzje dotyczące zaproszeń były podejmowane na podstawie ich umiejętności, a niekoniecznie związanych z nimi opinii. Wierzymy, że sztuka, jeśli budzi kontrowersje, ma wartość i może prowadzić do ciekawych dyskusji.
Jak dodaje Rafał Bajena, komisja nadzorująca projekt "wytypowała jednych z najbardziej rozpoznawalnych artystów w dyscyplinie graffiti". Jeśli chodzi o tematykę prac, która również wywołała burzliwą dyskusję, podkreśla, że o tym, co pojawiło się na murach, decydowali sami twórcy.
- Artyści między sobą uformowali drużyny w których zgodnie oraz wedle wcześniej ustalonych projektów, współdziałali przy realizacji wydarzenia - dodaje Rafał Bajena. - Podczas realizacji projektu, artyści mieli do wyboru zestaw kolorystyczny farb który został wcześniej ustalony przez społeczną komisję organizacyjną, wraz z kolorem ściany który ma nawiązywać do barw miasta Szczecin, Twórcy mieli dowolność wykonania swoich projektów, musieli jednak mieć na względzie innych artystów co zaowocowało współpracą podczas całego projektu pomiędzy artystami a organizatorami wydarzenia.
Pytania skierowaliśmy również do Rady Osiedla Śródmieście Zachód. Jej przedstawiciele jednak nie odpowiedzieli na maila.
Ile to kosztowało?
Istotną kwestią jest również finansowanie tego typu wydarzeń. W związku z obecnością "Merasa" pojawiły się również wątpliwości czy osoba, która powszechnie jest uznawana za szkodnika, otrzymała z publicznych pieniędzy wynagrodzenie za swój udział w wydarzeniu.
- Na realizację tego zadania oraz wydarzeń towarzyszących (w terminie od lipca do grudnia 2024 r.) pozyskane zostało dofinansowanie w ramach Otwartych Konkursów Ofert na kwotę w sumie 34 000 zł - tłumaczy Sylwia Cyza-Słomska ze szczecińskiego magistratu. - Rada Osiedla Śródmieście Zachód organizowała w ramach tego wydarzenia warsztaty manualne dla dzieci.
Więcej informacji w tej kwestii udzielił Rafał Bajena.
- Uczestnicy zaangażowali się w projekt charytatywnie, bez otrzymywania wynagrodzenia - podkreśla przedstawiciel stowarzyszenia Pracownie Artystyczne. - Jednakże, w ramach wsparcia, artyści mogli liczyć na materiały potrzebne do realizacji swoich prac. Poszczególne współpracujące podmioty zapewniły także materiały do warsztatów, poczęstunek dla uczestników wydarzenia którzy przybyli wspierać wydarzenie, wykonując prace porządkowe czy pomagać przygotować wspólny posiłek.
Co dalej ze szpetnym budynkiem?
Efekty "Dzielnicy cudów" wciąż można podziwiać na elewacji budynku. Część mieszkańców zastanawiała się czy jest to wstęp do wyburzenia tej wątpliwej "ozdoby" tej części miasta. Piętrowy budynek przy ul. Łokietka 22 powstał na przełomie lat 60. i 70., w miejscu kamienic zburzonych w czasie II wojny światowej. Przez wiele lat mieściła się w nim m.in. administracja budynków mieszkalnych, obecnie swoją siedzibę ma w nim m.in. RO Śródmieście Zachód. Zarówno jego stan wizualny jak i techniczny pozostawia obecnie wiele do życzenia. Sama budowla nie koresponduje również z okoliczną kamieniczną zabudową. Nic jednak nie wskazuje na to, by ten stan uległ zmianie w najbliższej przyszłości.
- W najbliższym czasie nie jest planowany remont tego budynku - informuje Sylwia Cyza-Słomska z urzędu miasta. - Zarząd Budynków i Lokali Komunalnych nie ma także w planach wyburzenia budynku, który obecnie w całości zagospodarowany jest na cele komercyjne oraz siedzibę RO i Stowarzyszenia "Zrozumieć".
Pseudografficiarze to prawdziwa plaga
Pseudografficiarze są ogromnym problemem zarówno dla miasta jak i właścicieli prywatnych nieruchomości. Jak poinformowała Sylwia Cyza-Słomska, tylko dla Zarządu Dróg i Transportu Miejskiego wiązało się to z kilkutysięcznymi wydatkami. Na malowanie murów i oczyszczanie ekranów akustycznych z treści niestosownych lub wulgarnych, a także oczyszczanie przezroczystych elementów ekranów akustycznych z graffiti, by zapewnić widoczność i przepuszczalność światła wydano około 8 tysięcy złotych. To kwota netto.
Jak dodała przedstawicielka magistratu, "ZBiLK nie prowadzi takich wyliczeń i ewidencji", jednak nietrudno się domyślić, że nie są to małe kwoty. Trudno też oszacować, ile na likwidację tagów muszą przeznaczyć właściciele prywatnych posesji i wspólnoty mieszkaniowe. Z pewnością są to kolejne dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy złotych.
Złapanie sprawców nie jest łatwe, gdyż często działają oni pod osłoną nocy i znają sposoby na uniknięcie bezpośredniej konfrontacji ze stróżami prawa. Część takich zdarzeń jest wprawdzie zgłaszana na policję, jednak nie wszyscy wandale ponoszą odpowiedzialność.
- Szczecińscy policjanci w tym roku otrzymali ponad 120 zgłoszeń dotyczących aktu wandalizmu w postaci pseudograffiti. Są to zarówno przestępstwa jak i wykroczenia - informuje asp. Ewelina Gryszpan z Komendy Miejskiej Policji w Szczecinie. - Funkcjonariusze ustalili i zatrzymali 15 osób odpowiedzialnych za te czyny, natomiast część z prowadzonych postępowań jest jeszcze w toku
To nie pierwsza taka impreza
Warto dodać, że "Dzielnica cudów" nie jest pierwszym takim przypadkiem. W ubiegłym roku w podobny sposób leganie "ozdobiono" baraki należące do Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego u zbiegu al. Piastów i ul. Kordeckiego. Wśród uczestników tego wydarzenia również znalazł się niesławny "Meras" i jemu podobni.
Czy warto zatem "nagradzać" pseudografficiarzy i zapraszać ich do udziału w publicznych wydarzeniach? Niech na to pytanie każdy odpowie sobie sam.