
Brutalne pobicie w Międzyzdrojach
Przypomnijmy, w sobotę, 3 maja wieczorem, na ul. Bohaterów Warszawy, tuż obok budynku "Bałtyk" grupa młodych ludzi zaatakowała 46-letniego mężczyznę. Poszkodowany został przetransportowany do szpitala w Gryficach, gdzie trwała walka o jego życie. Niestety kilka dni później, we wtorek, 6 maja, lekarze przekazali smutne wiadomości. Pobity 47-latek zmarł.
Z relacji świadków wynika, że 47-letni Gracjan wyszedł z jednego z baru na plaży, za nim wyszła grupa młodych ludzi. W sąsiedztwie "Bałtyku" doszło do szarpaniny i wyzwisk, a następnie jeden z młodych mężczyzn zaatakował 46-latka, zadając mu ciosy pięścią w twarz. Gdy upadł, miał zostać kopnięty w tył głowy.
Policja natychmiast rozpoczęła działania mające na celu zatrzymanie sprawców. Udało się zatrzymać jednego z nich. W poniedziałek, 5 maja, mężczyzna został doprowadzony do Prokuratury Rejonowej w Świnoujściu, gdzie został przesłuchany i usłyszał zarzut. Ernest W. trafił do aresztu.
Podejrzany wyszedł z aresztu, bliscy w szoku
Jednak, jak się okazało, 22-latek po dwóch miesiącach opuścił areszt. Dlaczego tak się stało? Wszystko wskazuje na to, że śmierć ofiary nie była bezpośrednio związana z pobiciem.
- Sekcja zwłok nie wykazała wystarczających dowodów, że bezpośrednią przyczyną zgonu był udział osób trzecich - tłumaczy "Super Expressowi" prok. Julia Szozda z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie. - Badania sekcyjne wykazały, że przyczyną śmierci były inne czynniki chorobowe.
Brat zmarłego, pan Łukasz, nie kryje zaskoczenia o tej decyzji. "Dla mnie i mojej rodziny to ogromny szok i poczucie głębokiej niesprawiedliwości” - podkreśla mężczyzna cytowany przez TVN24. Mężczyzna dodaje, że jego brat był młodym, zdrowym i aktywnym człowiekiem, który regularnie przechodził badania lekarskie.
Podejrzany 22-latek, mimo iż opuścił areszt, wciąż jednak pozostaje do dyspozycji prokuratora, gdyż śledztwo w sprawie tragicznych wydarzeń w Międzyzdrojach wciąż nie zostało zakończone.
Bliscy zmarłego Gracjana obawiają się, że Ernest W. może próbować uniknąć odpowiedzialności. "Obawiam się, że do czasu procesu sądowego sprawca może uciec z kraju np. do Dubaju" - dodaje pan Łukasz.