
Zaginięcie Beaty Klimek
7 października 2024 roku Beata Klimek, mieszkanka Poradza, jak co dzień, odprowadziła swoje dzieci na przystanek autobusowy. Nikt nie przypuszczał, że to ostatni raz, kiedy widziano ją żywą. Kobieta nie dotarła do pracy w banku w Łobzie, a jej samochód pozostał na posesji. Od tamtej pory wszelki ślad po niej zaginął.
Sprawa zaginięcia Beaty Klimek od samego początku budziła wiele emocji i spekulacji. Policja i prokuratura prowadziły intensywne śledztwo, jednak do tej pory nie udało się ustalić, co się stało z kobietą. Przesłuchano wielu świadków, sprawdzono różne hipotezy, ale żadna z nich nie przyniosła przełomu w sprawie. Pod koniec marca, na posesji zaginionej 47-latki pojawiła się policja i ciężki sprzęt. Funkcjonariusze prowadzili czynności m.in. z użyciem georadaru. Poszukiwania do chwili obecnej nie przyniosły jednak żadnych efektów. Wciąż nieznane są losy zaginionej kobiety.
Była partnerka Jana K. przerywa milczenie
Mąż Beaty Klimek nie został podejrzany w sprawie jej zaginięcia, mimo licznych oskarżeń ze strony rodziny i lokalnej społeczności. Jego partnerka przez wiele miesięcy nie wypowiadała się w tej sprawie, jednak po rozstaniu z Janem K., postanowiła przerwać milczenie i udzielić wywiadu "Kanałowi Kryminalnemu Extra" w serwisie YouTube. Jej relacja rzuca zupełnie nowe światło na sprawę.
- Miałam dzień wolny od pracy, zostałam w domu w Łobzie, a on rano wyjechał do Poradza, tak w pół do siódmej. No i później przyjechał po mnie 9:20 - 9:30. Jeszcze jechaliśmy do pani adwokat i do banku swojego tam, bo on załatwiał sprawy, bo miał konto bankowe za zajęte przez komornika po prostu i tam wyjaśnić sprawę. No i później pojechaliśmy do Poradza, to była godzina 10:30 - mówiła Agnieszka B. w rozmowie z dziennikarzem "Kanału Kryminalnego Extra".
Jak dodała, o zaginięciu Beaty dowiedzieli się dopiero, gdy dzieci wróciły ze szkoły, około godz. 13:15. Na miejscu pojawiła się też siostra 47-latki. I to właśnie ona telefonicznie zgłosiła zniknięcie.
Według relacji byłej partnerki Jana K., około godz. 14:00 mężczyzna wyjechał ponownie. Gdy na miejsce przyjechała policja, Agnieszka B. zadzwoniła do partnera. Jan K. miał być wtedy w drodze do adwokata, a następnie miał udać się na sprawę sądową z bratem, która była zaplanowana na godzinę 14.30. Po jej zakończeniu wrócił do domu.
"Już nie wiem czy on ma czyste sumienie"
W rozmowie przewija się również temat późniejszych wydarzeń, które wpłynęły na ich wspólną relację i ostatecznie doprowadziły do rozstania. Początkowo Agnieszka K. była przekonana o niewinności swojego partnera, jednak z biegiem czasu pojawiały się wątpliwości. Na pytanie dziennikarza, czy jest przekonana, że jej były już partner ma czyste sumienie, Agnieszka B. nie była w stanie jednoznacznie odpowiedzieć.
- Wie pan co? Ja teraz już nie wiem czy on ma czyste sumienie, czy nie ma czystego sumienia - stwierdziła.
Była partnerka Jana K. opowiedziała również o jego tajemniczym zniknięciu na trzy dni, o którym wiedział tylko jego ojciec.
– Janek nie tłumaczył się, a wcześniej nie zdarzało mu się znikać na tak długi czas – mówiła.
Agnieszka B. nie ukrywa, że chciałaby, żeby Beata Klimek w końcu się odnalazła, niezależnie, czy żywa, czy martwa.
- Chcę, żeby to się wszystko zakończyło po prostu - podkreśliła Agnieszka B. - No ten, kto to zrobił, poniósł za to karę.