Do zdarzenia doszło w październiku 2019 roku. Anna Brożyna przyjechała na stację paliw, by zatankować samochód. Pracownik stacji wlał jednak do baku niewłaściwe paliwo - benzynę zamiast olej napędowy, co skutkowało poważną awarią pojazdu, przystosowanego do transportu niepełnosprawnego dziecka. Biegły wycenił straty na około 30 tysięcy złotych.
Zobacz też: Akcja na jeziorze Ińsko. Strażacy wydobywają MARTWE jelenie [ZDJĘCIA]
- Ten samochód to moje ręce i nogi, i Filipa również - mówi pani Anna. - Auto ma platformę, na którą mogę wjechać wózkiem, zapiąć syna bezpiecznie i zamocować wózek w środku bez podnoszenia.
Właścicielka samochodu zrobiła więc to, co zrobiłby każdy w tej sytuacji, mianowicie wystąpiła do firmy o zwrot kosztów naprawy. Właściciele stacji paliw odmówili, tłumacząc, że osoba, która nalewała paliwo do baku, formalnie nie była ich pracownikiem, pomimo iż zdaniem poszkodowanej występowała w ubraniu z logo firmy. W ocenie ubezpieczyciela był pracownik z agencji, więc w tym przypadku stacja benzynowa nie ponosi odpowiedzialności.
- Dla mnie osoba nalewająca paliwo jest pracownikiem stacji - mówi pani Anna.
Walka pani Anny o swoje prawa trwała półtora roku. Niestety nie odniosła rezultatu. Mama niepełnosprawnego Filipa sama musiała pokryć koszty naprawy auta, jednak zdecydowała się wystąpić na drogę sądową. Swoją bezpłatną pomoc zaoferował jej adwokat.
W czwartek, 4 lutego w Sądzie Okręgowym w Szczecinie rozpoczął się proces w sprawie fatalnej w skutkach pomyłki.
- Ja tylko chcę, żeby ktoś mi zwrócił koszty naprawy - dodaje poszkodowana kobieta.