Grzegorz K. z trudem powstrzymuje łzy. Szczęście jego i bliskich pękło jak bańka mydlana. To miały być takie piękne święta. A są rozpacz, łzy i bezsilna złość. – Spędziliśmy szczęśliwą, rodzinną Wigilię i w jednym momencie nasze życie się zawaliło – mówi ojciec zmarłego dziecięcia dla Polsat News.
Do tej tragedii doszło w Kamieniu Pomorskim (woj. zachodniopomorskie) w domu przy ul. Moniuszki. Mały Michaś, pan Grzegorz i jego żona Wiola poczuli się kiepsko. Wezwali na miejsce karetkę. Ratownicy odwieźli ich do szpitala. Wszyscy byli podtruci.
Zobacz też: Sensacyjne odkrycie w Szczecinie Dąbiu. Znaleziono 300-letnią kamienną płytę nagrobną [ZDJĘCIA]
Rodzice szybko doszli do siebie, ale ich kochany Michałek zmarł. Serce maluszka przestało bić. – Została przeprowadzona reanimacja, ale nie przyniosła skutku. Powiedziano nam, że możemy pożegnać synka – łamie się głos ojca.
Do akcji wkroczyli też strażacy. Podejrzewano, że to czad mógł spowodować zasłabnięcie domowników. Jednak pomiary przeprowadzone przez strażaków to wykluczyły. Pomiary po raz wtóry przeprowadzono po informacji o śmierci malca. Czujniki wykazały obecność siarkowodoru.
Co zabiło Michasia? Grzegorz K. zwraca uwagę na przeprowadzoną w budynku akcję odszczurzania. Wykonał ją właściciel domu, w którym mieszkają trzy rodziny, bo po listopadowej awarii centralnego ogrzewania w budynku pojawiły się szczury. – Naciskaliśmy na właściciela, by przeprowadził deratyzację przez profesjonalną firmę. Jednak ten człowiek postanowił, że przeprowadzi to sam, nabył środki, które nie są dopuszczone do obrotu bez uprawnień – twierdzi ojciec Michałka.