Do nietypowej interwencji szczecińskich strażników miejskich doszło w minioną niedzielę na Bramie Portowej. Około godz. 10:00 uwagę funkcjonariuszy zwrócił mężczyzna, który biegał po jezdni, wymachiwał rękami i próbował zatrzymywać przejeżdżające samochody.
- Początkowo strażnicy myśleli, że mężczyzna potrzebuje pomocy i rozpaczliwie próbuje ją uzyskać od kierowców - mówi st. insp. Joanna Wojtach ze szczecińskiej straży miejskiej. - Zatrzymali radiowóz, nakazali zejść mu z jezdni, bo zachowanie tego człowieka stanowiło zagrożenie w ruchu drogowym, jak i jego własnego bezpieczeństwa.
Czytaj też: "Zuchwała" kradzież podczas otwarcia plaży w Dąbiu. Nie zgadniesz, na co połasił się złodziej!
Tajemnica dziwnego zachowania mężczyzny szybko się wyjaśniła. Gdy stanął przy strażnikach, poczuli oni od niego silną woń alkoholu. Niespodziewanie mężczyzna dostał ataku szału i stał się bardzo agresywny wobec funkcjonariuszy. Nie wypełniał ich poleceń, które pomimo, iż był cudzoziemcem zza wschodniej granicy, raczej doskonale je rozumiał. Zaczął obrzucać ich wyzwiskami i wulgaryzmami, posługując się idealną polszczyzną.
- Po kolejnej, nieskutecznej niestety próbie "poskromienia" furiata strażnicy musieli zastosować środki przymusu bezpośredniego w postaci chwytów obezwładniających i nałożenia kajdanek - dodaje Joanna Wojtach. - Dopiero wtedy można było delikwenta bezpiecznie umieścić w radiowozie i przewieźć na izbę wytrzeźwień w Szczecińskim Centrum Profilaktyki Uzależnień.
Po spędzeniu kolejnego dnia na przymusowym wypoczynku w izbie wytrzeźwień, mężczyzna ponownie spotkał się ze strażnikami, by dokończyć czynności. Już będąc trzeźwym, otrzymał najwyższy możliwy mandat przewidziany w przepisach. Udawanie policjanta z drogówki kosztowało go "okrągłe" 500 złotych. Dodatkowo musiał również zapłacić za "nocleg" w izbie wytrzeźwień.
Czytaj też: Szczecin: Boże Narodzenie za trzy miesiące... ale nie tutaj! [ZDJĘCIA]