25 grudnia, wczesnym popołudniem strażacy interweniowali w jednym z mieszkań przy ul. Moniuszki w Kamieniu Pomorskim. Do szpitala w Gryficach, z objawami zatrucia nieznanymi oparami trafiło 14-miesięczne dziecko i jego mama. Niestety, pomimo starań lekarzy, nie udało się uratować chłopca.
- W jednym momencie nasze życie się zawaliło - mówił w rozmowie z Polsat News zrozpaczony ojciec 14-miesięcznego chłopca.
Pierwsze podejrzenia padły na czad, jednak szybko okazało się, że przyczyną zatrucia nie był tlenek węgla, lecz równie groźny dla zdrowia i życia siarkowodór, którego obecność w powietrzu wykazały urządzenia straży pożarnej.
Na razie nie wiadomo, skąd siarkowodór wziął się w mieszkaniu. Według jednej z hipotez, przyczyną mogła być trutka na szczury, która w wyniku reakcji z wilgotnym powietrzem zaczęła wydzielać trujący gaz.
Zobacz też: PRZERAŻAJĄCE statystyki zgonów w Zachodniopomorskiem. Ludzie MASOWO umierają!
Zrozpaczony ojciec chłopca podejrzewa, że do deratyzacji użyto niewłaściwego środka, który nie jest przeznaczony do stosowania w miejscach, gdzie przebywają ludzie.
– Naciskaliśmy na właściciela budynku na przeprowadzenie deratyzacji przez profesjonalną firmę - mówił na antenie Polsat News. - Jednak ten człowiek postanowił, że zrobił to taniej, nabędzie te środki sam i zrobi to sam chociaż takie środki nie są dopuszczone do obrotu.
Trwa ustalanie okoliczności tragedii. Śledztwo prowadzi prokuratura. We wtorek ma zostać przeprowadzona sekcja zwłok dziecka.