Najpierw były wyrywkowe kontrole mobilne, potem pojawiły się kontrole stacjonarne. Obecnie są to już kontrole stacjonarne o sporej intensywności. Przekraczanie granicy polsko-niemieckiej od września stało się sporym wyzwaniem. Powodem jest fala migrantów, która od wielu miesięcy jest realnym problemem na polsko-niemieckim pograniczu. Strona niemiecka zintensyfikowała kontrole. Ich efektem często są poważne problemy dla przedsiębiorców oraz mieszkańców pogranicza.
Kontrole utrudniają życie lekarzom
Sprawą zajmują się także lekarze z Okręgowej Izby Lekarskiej w Szczecinie. Kontrole graniczne mocno komplikują bowiem codzienną pracę medykom, którzy mieszkają w Szczecinie, a na co dzień wykonują pracę w placówkach medycznych po drugiej stronie granicy, m.in. w Schwedt, Pasewalku czy Prenzlau. - O tym, że sytuacja jest kłopotliwa dowiadujemy się od coraz większej ilości medyków pracujących w szpitalach po stronie niemieckiej – mówi Michał Bulsa, prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Szczecinie. - Co ważne, wiemy, że podobny problem ma personel medyczny, pielęgniarki, a nawet farmaceuci, którzy pracują niedaleko Szczecina, ale już po stronie niemieckiej. Obecny stron rzeczy zdaje się niestety zmierzać w stronę niekorzystną, bo kontroli jest więcej, są dłuższe i coraz ciężej wpisać je sobie do standardowego planu dnia.
Temat ten poruszył Rafał Krysztopik, przewodniczący Komisji ds. Lekarzy Praktykujących za granicą Okręgowej Rady Lekarskiej w Szczecinie.
- Ta sytuacja pokazuje, że strefa Schengen, którą znaliśmy do tej pory nie działa już jak kiedyś, co mocno wpływa na nasze poczucie wolności i bezpieczeństwa – mówi dr Krysztopik. - Fakt, że nasza komunikacja między Polską, a Niemcami była płynna, była swojego rodzaju spełnieniem naszych aspiracji dążenia do bycia krajem obecnym mocno w Unii Europejskiej, został nieco podważony. Sytuacja w ostatnich latach mocno się zmieniła i jest to niepokojące.
"To nam wydłuża dojazd do pracy często nawet o kilkadziesiąt minut"
Jak dodaje Przewodniczący Komisji ds. Lekarzy Praktykujących za granicą Okręgowej Rady Lekarskiej w Szczecinie, kłopotliwa sytuacja ma miejsce na niemal wszystkich przejściach granicznych między Polską, a Niemcami.
- To nam wydłuża dojazd do pracy często nawet o kilkadziesiąt minut – tłumaczy Rafał Krysztopik. - Na dodatek kłopotliwa jest nieprzewidywalność czasu trwania tych kontroli. Czasem zatoru nie ma, a czasem czekamy kilkadziesiąt minut czasu na przejazd.
"Zdarzyło się, że zostałem już wzięty za przemytnika"
Problem ten dotyczy sporej grupy lekarzy, lekarzy dentystów oraz farmaceutów.
- Co drugi dzień jadąc do pracy jestem kontrolowany – mówi Grzegorz Niedziela, lekarz praktykujący w Pasewalku. - Mijam granicę w Warniku i zdarza się, że kontrole są intensywne i zajmują sporo czasu. Jeżdżę tzw. „blaszakiem” czyli większym samochodem bez okien. Taki samochód generuje podejrzenia o to, że przewożę uchodźców, co jest oczywistą nieprawdą. Kontrole mają różną dynamikę, czasem to 5 minut, czasem 20. Zdarzyło się, że zostałem już wzięty za przemytnika.
Jak się więc okazuje większych rozmiarów, białe auto, może być dla niemieckich pograniczników pojazdem generującym podejrzenia.
- Oczywiście, że można się do tego przyzwyczaić, ale to nie jest prosta i przyjemna sprawa – mówi Grzegorz Niedziela. - W tym czasie mógłbym przygotować się do przyjmowania pacjentów, więcej z nimi porozmawiać czy choćby wypić kawę w spokoju.
Sprawa kontroli na granicy polsko-niemieckiej zainteresowała także organizacje zajmujące się na co dzień gospodarką, w tym Północną Izbę Gospodarczą czy Unię Izb Odry i Łaby.