Wszystko miało zacząć się od aktów wandalizmu, do których dochodziło w szkolnej toalecie. Pamazane drzwi czy uszkodzone deski w muszlach klozetowych sprawiły, że dyrekcja placówki postanowiła wprowadzić nowe zasady, które okazały się krępujące zarówno dla uczniów jak i pedagogów. Dzieci i młodzież korzystające na przerwach z toalety, są stale kontrolowane przez nauczycielki, którym przydzielono "dyżury".
Jak relacjonuje jedna z mam na łamach portalu MamaDu.pl, nauczycielki mają wchodzić do toalet, zaglądać, pukać w drzwi kabin, by pospieszyć osoby, które w nich przebywają. "Syn mówił, że jak idzie siusiu, to pani patrzy, co robi. Nie, że jakoś zagląda mu czy patrzy na ręce, po prostu wchodzi do łazienki i rozgląda się, czy wszystko jest okej" - opowiada pani Marta.
Kobieta nie ukrywa, że nie wyobraża sobie takiej sytuacji zwłaszcza w męskiej toalecie, gdzie są pisuary. "Uważam, że to zawstydzanie dzieci, zwłaszcza chłopców" - twierdzi zaniepokojona mama. - "Świadomość, że zaraz może wejść nauczycielka, tylko ich stresuje. Zwłaszcza jeśli mówimy o tych małych dzieciach. Zresztą, w przypadku starszych klas, chłopców, którzy dojrzewają, to też przecież strasznie poniżające" - czytamy w liście zaniepokojonej kobiety, cytowanym przez portal.
Pani Marta dodaje, że nie ma pretensji do nauczycielek, gdyż dla nich taki "dyżur" w toalecie też nie jest komfortową sytuacją. "Tak im dyrekcja każe, to muszą to robić" - podkreśla mama ucznia i jednocześnie zastanawia się, jak rozwiązano podobne problemy w innych szkołach w Polsce i czy tam również wprowadzono "krępujące" kontrole podczas przerw. "Powiedzcie mi, jak to wygląda u waszych dzieci i czy my, rodzice, możemy coś z tym zrobić" - pyta kobieta w liście do MamaDu.pl.