Pani Ewa jest zwyciężczynią PZU Gdańsk Maraton w 2015 i 2016 roku oraz ubiegłorocznego PZU Maratonu Szczecińskiego, a także zwyciężczynią wielu biegów ulicznych na dystansach od 10 kilometrów do maratonu, rozgrywanych w całej Polsce. Jej drugą pasją są góry. Ewa regularnie wspina się na alpejskie szczyty, wciąż podnosząc poprzeczkę w trudności pokonywanych szlaków.
W lipcu szczecinianka planuje kolejną alpejską przygodę, w której weźmie udział ze swoim partnerem Zbyszkiem Kapuścińskim. Najpierw będzie to bieg Ultra Trail w austriackich Alpach, na dystansie 50 kilometrów. Zawody rozgrywane są wokół kultowej austriackiej góry Grossglockner, których trasa prowadzi powyżej 2500 metrów, kilkukrotnie przekraczając pola śnieżne. Ale to nie koniec planów. Po zawodach Ewa planuje pojechać do Włoch i tam zmierzyć się z marzeniem każdego alpinisty – górą Matterhornem, a w drodze powrotnej zboczyć do Niemiec i przejść fantastyczną grań Jubilaumsgrat, łączącą dwa najwyższe szczyty Niemiec: Zugspitze i Alpspitze.
ESKA INFO: Jest pani kojarzona przede wszystkim z bieganiem. Zaliczyła już pani tyle maratonów, że aż trudno zliczyć... Ale to nie wszystko, czym się pani zajmuje?
Ewa Huryń: Jest ich tyle, że w pewnym momencie przestałam je liczyć. Rzeczywiście jestem kojarzona z bieganiem, jednak bieganie nie jest jedyną rzeczą, którą się zajmuję. Tak naprawdę biegam od niedawna, bo raptem od ośmiu lat. Pierwszy maraton przebiegłam, gdy miałam 35 lat.
Wydawałoby się, że trochę późno...
Na to nigdy nie jest za późno. Biegać można zacząć w każdym wieku.
Czy Szczecin jest dobrym miejscem do biegania?
Szczecin jest bardzo fajnym miejscem, bo Szczecin generalnie nazywany jest miastem zieleni i jest tu sporo fajnych miejsc, w których można pobiegać, w lesie lub w parku.
Brała pani udział w maratonie, który odbył się w Szczecinie. Jak ta impreza sprawdza się w naszym mieście?
Myślę, że Szczecin bardzo potrzebował tego maratonu. Czekaliśmy na to bardzo długo. Teraz każde miasto chce mieć swój maraton, a Szczecin był takim jedynym większym miastem bez takiej imprezy.
Czy w Szczecinie da się zauważyć modę na bieganie?
Moda na bieganie jest teraz wszędzie i właściwie gdzie człowiek się nie ruszy, to widać, że ktoś biega, jeździ na rowerze... także w Szczecinie. Ale to dobrze. To bardzo dobra zmiana. A ja wychodzę z założenia, że ludzie powinni się ruszać. Nie mówię o intensywnym treningu, ale spokojne bieganie lub spacery to coś bardzo dobrego.
Ile trzeba przygotowywać się, by przebiec taki maraton?
Wszystko zależy od tego, na jakim poziomie chce się go przebiec, a także od tego czy wstaniemy od biurka i zaczniemy biegać, czy przez cały czas jesteśmy aktywni. Jeżeli człowiek cały czas coś robi - chodzi, jeździ na rolkach, na rowerze, to jest zupełnie inaczej. Jest łatwiej.
Tak jak wspomnieliśmy, bieganie to nie jest jedyna pani miłość. Są jeszcze góry.
Tak, są jeszcze góry i to chyba te góry zaprowadziły mnie do biegania, bo górami zaraziłam się wcześniej, ale miałam dość poważną kontuzję i przez prawie rok nie mogłam być aktywna tak naprawdę w żaden sposób. I po tym roku trzeba było wrócić i wymyśliłam sobie, że powoli zacznę sobie truchtać i tak mnie to wciągnęło, że już nie mogłam przestać. Trening jest wciąż najważniejszy, jednak raz w roku robię sobie przerwę i wtedy jest czas na wyprawę w góry.
Jakie rejony najczęściej pani wybiera?
Jeżdżę razem z partnerem, bo tak się świetnie składa, że oboje mamy te same zainteresowania, czyli są to góry i jest to bieganie. Zazwyczaj jedziemy się razem wspinać w Alpy. Mogłyby to być Himalaje, ale na razie na to nas nie stać (śmiech).
Ale wszystko przed wami. Przynajmniej jest jakiś cel.
Być może... Kto wie?
Teraz szykujecie się do kolejnej wyprawy, która zapowiada się imponująco. Co to za wyprawa?
Powiem tak. Lubię szukać wyzwań i sprawdzać, do czego zdolny jest organizm i wszystko testuję na sobie. Szukałam właśnie wyzwania na ten rok i udało mi się wymyślić coś takiego: 50 kilometrów biegu górskiego w Austrii, następnie przejazd do Włoch i wspinaczka na kultową górę Matterhorn. Później kolejny przejazd, tym razem do Niemiec i wspinaczka pomiędzy dwoma najwyższymi szczytami. I to jest wyzwanie, bo każdą z tych rzeczy oddzielnie może zrobić każdy, kto ma o tym jakieś pojęcie, ale w tym przypadku chodzi o to, aby to połączyć razem i myślę, że uda się... i że będzie fajnie.
Ile czasu to wszystko zajmie?
Tak naprawdę wszystko zależy od tego, jaka pogoda trafi nam się we Włoszech, bo jednak wspinaczka na Matterhorn wymaga odpowiedniej pogody i być może będzie trzeba poczekać dzień lub dwa. Myślę, że przy sprzyjających warunkach jesteśmy w stanie następnego dnia po zawodach pojechać już do Włoch i zacząć się wspinać.
Jak wyglądają przygotowania do takiej wyprawy? Tak naprawdę to nie jest już wyprawa, to jest cały plan!
Tak, dokładnie. To jest cały plan. Od jakiegoś czasu preferujemy "szybkie wyjścia" w góry, czyli z minimalną ilością sprzętu, żeby nie nosić ze sobą wszystkiego. Ważna jest również dieta i odpowiednia ilość snu, chociaż w tym przypadku trudno o tym mówić, gdyż wspinaczka często zaczyna się o godzinie 3.00 nad ranem, gdy lodowce są zmrożone.
Wyprawa już w lipcu, ale rozumiem, że przygotowania już trwają?
Są to bardziej przygotowania "techniczne". Musieliśmy zaopatrzyć się w dodatkowy sprzęt na zawody, wymagany przez organizatora. Przygotowania bardziej polegają na poszukiwaniach potrzebnych rzeczy. Trening mamy przez cały czas, tym bardziej, że mój partner przygotowuje się do zawodów Iron Man, więc w grę wchodzi jeszcze basen i rower.
Jesteście więc nie tylko sportowcami, ale także organizatorami?
Tak, ale sprawia mi to ogromną frajdę. Uwielbiam to siedzenie nad mapami, wyszukiwanie dróg czy noclegów. Jest to dla mnie wielka przyjemność.
Czyli jest to taki rodzaj wakacji? Tak jak inni planują leżenie na plaży, to pani planuje sobie bieganie po górach?
Dokładnie tak, bo ja nie potrafiłabym leżeć na plaży. Ja lubię coś robić, być ciągle w ruchu...
Co jest takiego wyjątkowego w górach, że tak przyciągają?
Może to zabrzmi banalnie, ale chyba to, że po prostu są. To jest po prostu niesamowite, że człowiek w tych wielkich górach jest taki malutki i tylko tam można sobie zdać sprawę z tego, że od nas tak naprawdę nic nie zależy i to góra decyduje czy pozwoli nam wejść, czy nie pozwoli. A wejście na szczyt to jest dopiero połowa zabawy... ta łatwiejsza. Trzeba jeszcze z niego bezpiecznie zejść i o tym także należy pamiętać.
Łącząc pani obie pasje... co jest takiego fajnego w bieganiu po górach?
Można poczuć wolność.
Czy są już plany na kolejną wyprawę?
Planów i pomysłów jest tyle, że mogłabym nimi obdarować wszystkich chętnych. Niestety na taki wyjazd możemy sobie pozwolić tylko raz w roku. Wiąże się to oczywiście z kosztami. Na szczęście mamy wsparcie od szczecińskiego dealera samochodowego, który już dwukrotnie był partnerem Maratonu Szczecińskiego, a także kilka innych znanych firm. Bez nich byłoby znacznie trudniej.
Czego trzeba życzyć przed taką wyprawą?
Zawsze powtarzam, że to ma być dla nas zabawa i frajda i tego chyba można nam życzyć
I tego właśnie życzymy. Dziękuję za rozmowę.
Z Ewą Huryń rozmawiała Joanna Gralka z Radia ESKA.
Przygotowania do wyprawy, a także samą wyprawę pani Ewy będzie można śledzić za pośrednictwem mediów społecznościowych, m.in. na Facebooku, pod oficjalnym hashtagiem #polmotorsubaruteam.