Przemysław Budziak to szczecinianin od urodzenia i z zamiłowania, a przede wszystkim utalentowany artysta. Jest pasjonatem burzliwej historii miasta, tropicielem jego zagadek i tajemnic. Od zawsze z aparatem fotograficznym w ręce. Dzięki swojej pasji, jaką jest fotografia, chce sprawić, by w piękno miasta uwierzyli nie tylko jego mieszkańcy, ale także cała Polska. Między innymi na facebookowej stronie "Magiczny Szczecin" w wyjątkowy sposób pokazuje miejsca nieznane, takie, które mija się codziennie w drodze do pracy lub szkoły bez większej uwagi. Często do wydobycia ich piękna potrzebna jest współpraca przyrody albo wyczekiwanie odpowiedniej pogody lub warunków astronomicznych.
ESKA INFO: - Skąd taki pomysł? Dlaczego właśnie kalendarz?
Przemysław Budziak: - Od ostatniej wystawy moich prac w Filharmonii, gdy padały częste pytania o możliwość zabrania do domu cząstki tej magii, a w kuluarowych rozmowach przewijał się temat wydania albumu, intensywnie pracuję nad jego wydaniem. Znajdzie się w nim zapewne parę "kultowych" fotografii, ale ponieważ cały czas się rozwijam i zmienia się mój warsztat, chciałbym żeby trafiły do niego nowe, nieznane prace. Stąd też pewien zastój na fanpage, gdyż nie wszystko może na niego trafić. Ponadto pogoda, która jest odpowiedzialna za większość tej "magii", którą prezentuję na moich fotografiach, jest w naszym Szczecinie bardzo specyficzna - w ciągu roku jest naprawdę tylko kilka, kilkanaście dni z odpowiednią aurą. Wiele pomysłów czeka więc na realizację gdy tylko pojawi się właściwy moment. Aby jednak dotrzymać słowa danego moim fanom - gdyż tak ich chyba mogę nazwać - postanowiliśmy wydać kalendarz. Oczywiście nie zastąpi on albumu, ale pozwoli znaleźć się w domach wielu miłośników Szczecina już teraz.
- Czy trudno było wybrać zdjęcia do kalendarza? Jego pojemność jest bardzo ograniczona, a Twój dorobek artystyczny jest imponujący.
- Proces wyboru prac zawsze jest bardzo trudny i skomplikowany. Wiele ze zdjęć, nawet tych najlepiej odbieranych w internecie, ostatecznie nie trafiało na wystawy, ponieważ nie pasowały do ogólnej koncepcji. Gdy próbowaliśmy ułożyć jakąś historię, w pewnym momencie okazywało się, że murowany "debeściak" nie gra z resztą i nie ma dla niego miejsca. Z kalendarzem jest jeszcze gorzej. Mamy cztery pory roku i dobrze by było, gdyby prezentowane obrazy pokrywały się z tym, co można zobaczyć za oknem. Oczywiście wyłączamy pesymizm i zapominamy, że przez cztery miesiące - od listopada do lutego możemy trafić na "angielską" pogodę - z szarówką, bez najmniejszych nawet przebłysków słońca. "Magiczny Szczecin" pokazuje tylko te wyczekane momenty, które napawają optymizmem. Np. gdy w listopadzie udało się złapać złoty zachód słońca, który trwał nie więcej niż 10 minut. Do tego wszystkiego trzeba pamiętać, że nie jest sztuką wydrukować cokolwiek. Powinno się to "sprzedać" i nie mam tu na myśli tylko rezultatu biznesowego - po prostu musi trafiać w gusty odbiorców. Gdybym mógł stworzyć wydanie ekskluzywne, osobne dla każdego zamawiającego, każdy egzemplarz byłby zapewne inny. Gdy jednak ma być jeden dla wszystkich, trzeba się mocno zmęczyć, żeby finalny efekt był zadowalający.
- Dwanaście miesięcy, a każdy inny. Czy któryś z nich jest godny szczególnej uwagi?
- W Szczecinie najlepsze miesiące pod względem fotograficznym są od kwietnia do października. Wtedy można złapać najwięcej magicznych kadrów. Choć np. Jasne Błonia w zimowej odsłonie, która powoli staje się ewenementem, też są warte odnotowania. Akurat gdy powstała styczniowa fotografia, śnieg utrzymał się przez dwa czy trzy dni. Lubię też zdjęcia, których wykonanie wymaga głębszego zastanowienia i opracowania planu. Znany zachód słońca nad Jagiellońską a'la San Francisco nie trafił do kalendarza ze względu na pionowy kadr. Tak - zwyczajnie nie pasował do przyjętej koncepcji. W maju możemy więc oglądać tarczę słoneczną na tle szczecińskich wież, co też wymagało odpowiedniego przygotowania się do pracy. Mam tu na myśli np. wiedzę z zakresu astronomii. Czas, miejsce, wybór sprzętu - tu 500 mm, a faktycznie odpowiednik 750 mm, plus współpraca pogody - wszystko musiało zagrać. Wspomniana "Jagiellońska" powstawała w głowie od trzech czy czterech lat, a została zrealizowana dopiero rok temu. W tym roku chciałem powtórzyć z pewnymi poprawkami, ale pogoda nie pozwoliła... Na szczęście - pochwalę się całkiem nieskromnie - reakcje klientów są budujące.
- Czyli każdy może znaleźć coś dla siebie?
- Praktycznie każdemu podczas wertowania stron kalendarza, wyrwie się, że trafił na swoje ulubione zdjęcie. I kolejne, i jeszcze jedno... Ludzie kochają Szczecin za krokusy, za żaglowce, spektakularne wschody słońca i nawet marynarza w przebraniu św. Mikołaja. Tak więc każdy może znaleźć swój ulubiony miesiąc.
Więcej zdjęć autorstwa Przemysława Budziaka, a także informacje jak stać się szczęśliwym posiadaczem kalendarza, można znaleźć na profilu "Magiczny Szczecin" na Facebooku.