Najstarszy Mateusz w Szczecinie, czyli platan owiany tajemniczą legendą [ZDJĘCIA]

2016-08-19 14:11

Ile lat może sobie liczyć najstarszy szczecinianin o imieniu Mateusz? Kilkadziesiąt? A może około setki? To wciąż za mało. Najstarszy Mateusz w Szczecinie ma już ponad 300 lat i jest… drzewem!  

Wielu z nas mija go każdego dnia, pokonując dystans pomiędzy prawo- i lewobrzeżną częścią Szczecina. Okazały platan rośnie samotnie na pasie zieleni pomiędzy jezdniami na wlocie Trasy Zamkowej do centrum miasta. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu jego otoczenie było zupełnie inne. Stał na tyłach nieistniejącego Teatru Miejskiego, pośrodku urokliwego skweru, wokół którego znajdowały się wąskie brukowane uliczki i piękne kamienice.

Przeczytaj również: Siedem sekretów Jeziora Szmaragdowego. To miejsce to prawdziwy skarb Szczecina! [ZDJĘCIA]

W czasie II wojny światowej to miejsce zmieniło się nie do poznania. Wskutek nalotów zniknęła większość zabudowań. Przez wiele lat znajdował się tutaj wielki plac porośnięty trawą. Z jednej strony dominowała skarpa z Zamkiem Książąt Pomorskich, z drugiej ulica Wyszaka, którą do lat 60. XX wieku jeździły tramwaje. Z najbliżej położonych zabudowań ocalał jedynie zabytkowy kościół św. Piotra i Pawła oraz kamienica, w której obecnie mieści się teatr Kana.

W latach 70. XX wieku rozpoczęła się trwająca blisko 20 lat budowa Trasy Zamkowej - inwestycja, która na zawsze zmieniła wizerunek tej części Starego Miasta. Jedynymi pamiątkami, które przypominają o historii tego miejsca jest okazały 300-letni platan klonolistny, olbrzymi głaz i stojąca obok zabytkowa pompa. Drzewo o wysokości 18 metrów i obwodzie pnia 570 cm, od 25 lutego 2002 roku jest wpisane na listę pomników przyrody.

Legenda o Mateuszu

Skąd wzięło się imię Mateusz? Mówi o tym jedna ze szczecińskich legend. W drugiej połowie XVII wieku, gdy na naszych ziemiach toczyły się wojny, w podszczecińskiej wsi Grabowo mieszkał młody człowiek o imieniu Mateusz, który otrzymał imię po ojcu, zamordowanym jeszcze przed jego narodzinami przez cesarskich dragonów. Pewnego dnia Mateusz doglądając inwentarza zauważył zbliżanie się od północy wojsk brandenburskich. Ostrzegł matkę, żeby się skryła, a sam pobiegł w stronę miasta, aby uprzedzić szczecinian o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Jeden z jeźdźców brandenburskich, odłączył się od oddziału i zaczął go ścigać. Mateusz minął już pierwszy pas umocnień i podążał w kierunku kościoła św. Piotra i Pawła. Przy kościele czuł już na plecach koński oddech. Pot zalewał mu oczy, nogi odmawiały posłuszeństwa, a ramiona mdlały. Nagle stanął w miejscu jak wryty, nie mogąc zrobić ani jednego kroku. Poczuł jak nogi wrastają mu w ziemię, a ramiona zamieniają się w rozłożysty platan. Podążający koń z jeźdźcem przeobraził się w olbrzymi głaz. Szwedzcy obrońcy zwrócili wzrok w kierunku wyrosłego nagle drzewa, a za nim dostrzegli nadchodzącą armię nieprzyjacielską, dzięki czemu mogli przystąpić do obrony miasta.

Legendę o Mateuszu oraz kilka innych ciekawych opowieści z dziejów Szczecina można przeczytać w całości na stronie: Poznaj Szczecin i Pomorze.