Opóźniony lot do Krakowa
Sytuację, do której doszło w środę, 21 sierpnia, opisała "Gazeta Wyborcza". Zaczęło się od tego, że samolot tanich linii Ryanair, który miał wylecieć krótko po godz. 23:00, zaliczył spore, bo blisko dwugodzinne opóźnienie. Wynikało ono z tego, że wcześniej maszyna latała między różnymi lotniskami w całej Europie i "po drodze" złapał opóźnienie, które pogłębiało się z każdym kolejnym rejsem.
Wsiedli już do samolotu i musieli wysiąść
Pasażerowie mogli wsiąść do samolotu dopiero około godz. 00:30. Jednak gdy już wsiedli, a schody odjechały, zostali poinformowani, że będą musieli wysiąść, bo lot się nie odbędzie, gdyż lotnisko w Balicach jest już zamknięte. Następnie wszyscy musieli opuścić pokład i zostali zawróceni do terminala. Była już godzina 2:00 w nocy.
Noc na lotnisku i bezużyteczne vouchery
Jak informuje "Wyborcza", załoga samolotu pojechała przenocować do hotelu, a pasażerowie pozostali uwięzieni w hali odlotów, gdzie musieli koczować do rana. Wprawdzie otrzymali vouchery na posiłek, jednak nie mogli nigdzie ich zrealizować, gdyż wszystkie punkty gastronomiczne w terminalu były już zamknięte z powodu późnej pory. Na lotnisku było tylko kilku pracowników obsługi na nocnej zmianie, którzy zorganizowali wodę dla pozostawionych na pastwę losu pasażerów.
Ostatecznie, zamiast po godzinie 23:00, samolot do Krakowa wyleciał z lotniska w Goleniowie przed godziną 9:00 następnego dnia.
"Pechowe" podróże liniami Ryanair
To już kolejny przypadek "pechowej" podróży liniami Ryanair. Niedawno pisaliśmy o incydencie w Gdańsku, gdy pasażer z niepełnosprawnością nie poleciał do Bristolu, bo nie doczekał się na asystenta, który miał go wprowadzić na pokład samolot. Do nieprzyjemnej sytuacji doszło również na lotnisku w Krakowie, gdzie na pokład nie wpuszczono przewodnika pielgrzymki do Lourdes, co ostatecznie skończyło się tym, że nie poleciał żaden w uczestników. W obu przypadkach przedstawiciele Ryanair tłumaczyli, że nie mają sobie nic do zarzucenia, gdyż "wina leży po stronie pasażera".