Głośna muzyka, krzykliwe szyldy czy niezliczone stragany, na których można kupić dosłownie wszystko - to obrazek znany z większości polskich kurortów nad Bałtykiem. Wystarczy jednak około półgodzinny spacer, by przekonać się, że bez tego wszystkiego da się przeżyć nad morzem. Niewiele ponad 3 kilometry od Świnoujścia znajduje się miejsce, w którym niektórzy turyści mogą doświadczyć sporego zdziwienia, a nawet kulturowego szoku.
Estetyczny chaos, kiczowate szyldy i dziesiątki straganów, gdzie słono przepłacając można kupić niemal wszystko, co jest dostępne na chińskich platformach handlowych, to codzienność polskich kurortów. Do tego dochodzą tzw. "salony gier" i lokale gastronomiczno-rozrywkowe, które prześcigają się w puszczaniu głośnej muzyki. Część turystów lubi ten swoisty "folklor", inni starają się uciec od niego jak najdalej. W niektórych miejscowościach jest to duży problem, w innych pojawiają się starania, by zrobić z tym porządek.
Pozytywnym przykładem może być Świnoujście, które na przestrzeni ostatnich lat bardzo się zmieniło, a promenada w coraz mniejszym stopniu przypomina targowisko. Jednak podążając na zachód od tego miasta, można zobaczyć, że pod tym względem może być jeszcze lepiej. Wystarczy wybrać się na spacer lub przejażdżkę rowerową do najbardziej wysuniętego na wschód kurortu w Niemczech. Znajdujące się na wyspie Uznam miasteczko Ahlbeck znajduje się niewiele ponad 3 kilometry od Świnoujścia.