- Szczerze żałuję tego, co się wydarzyło. To przekreśliło całe moje życie, 33 lata pracy w lasach. Moje życie się załamało w jednej minucie, jednej sekundzie. Ja naprawdę byłem przekonany, że strzelam do zwierzęcia. Byłem przekonany, że to był dzik. To był nieszczęśliwy wypadek. Jestem załamany całą tą sytuacją. Straciłem pracę, którą kocham, która jest moją pasją – mówił w sądzie oskarżony.
Dla prokuratury tłumaczenie, że doszło do pomylenia żubra z dzikiem jest mało wiarygodne, zwłaszcza że przeprowadzony eksperyment procesowy tylko potwierdził, że z miejsca, skąd oddany został strzał, żubr był dobrze widoczny gołym okiem. – Jeśli oskarżony nie był pewny, co to za zwierzę, jak twierdzi, nie powinien oddać strzału. Takie są zasady myśliwych – mówił prok. Mariusz Leś, który dla oskarżonego chce kary jednego roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata. Prokurator żąda także kary grzywny w wysokości 10 tys. zł, nawiązki w kwocie 60 tys. zł na rzecz Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska, obciążenia kosztami postępowania, zakazu wykonywania zawodu leśnika przez okres 7 lat oraz przepadku na rzecz Skarbu Państwa zabezpieczonej broni myśliwskiej i amunicji należącej do oskarżonego. Oskarżyciel posiłkowy, reprezentujący Fundację WWF chce jeszcze ostrzejszej kary dla zabójcy żubra, bo jednego roku bezwzględnego więzienia.
Natomiast obrona liczy na łagodny wymiar kary dla oskarżonego, który już stracił wiele – ukochaną pracę, korzyści wynikające z zajmowanego stanowiska. Mec. Andrzej Preiss mówił w sądzie, że wierzy wyjaśnieniom swojego klienta, bo są one spójne i konsekwentnie przedstawiane od samego początku tej sprawy. – Śmierć żubra była nieszczęśliwym wypadkiem – ocenił mecenas.