Zabili i zjedli mężczyznę. Kanibalizm pod Choszcznem
Koszmar wydarzył się prawdopodobnie między lipcem i październikiem 2002 roku w miejscowości Łasko pod Choszcznem. Jak wynika z zeznań jednego z oskarżonych, Rafała O., we wsi odbywała się libacja alkoholowa. Jeden z jej uczestników, Robert M. miał zawołać mężczyznę w średnim wieku, uderzyć go w twarz, a potem szarpać się z nim przed barem. Ostatecznie kazał mu wsiąść do samochodu. Pojechali nad jezioro Osiek we wsi Ługi (woj. lubuskie). Tam Robert M. miał powiedzieć do kolejnego z uczestników spotkania, Zbigniewa B. - Wiesz co masz zrobić. Ten chwycił za nóż, przeciął szyję pobitego mężczyzny, rozczłonkował jego ciało i grillował fragmenty nad rozpalonym ogniskiem. Potem ludzkie mięso zostało zjedzone!
Tajemniczy list ujawnił zbrodnię
Sprawa nigdy nie ujrzałaby światła dziennego, gdyby nie list zmarłego Zbigniewa B. Ten miał przed śmiercią opisać zapomnianą zbrodnię. Policjanci, którzy otrzymali pismo, rozpoczęli śledztwo. Założyli podsłuchy osobom, które podejrzewali o brutalny czyn. W końcu zatrzymali cztery osoby - wspomnianego Roberta M. i Rafała O., a także pozostałych dwóch mężczyzn, którzy mieli uczestniczyć w zbrodni: Sylwestra B. i Janusza S. Robert M. trafił do aresztu. Zarzucono mu, że był inicjatorem zbrodni. Pozostali odpowiadali z wolnej stopy. Oskarżono ich o zbezczeszczenie zwłok. Śledztwo było bardzo skomplikowane, bo opierało się na poszlakach. Nie znaleziono fragmentów ciała. Nie wiadomo nawet, kim był zamordowany. Dowodów praktycznie nie było.
Wyrok w sprawie kanibali spod Choszczna
We wrześniu 2021 roku zapadł pierwszy wyrok w tej szokującej sprawie. Sąd skazał Roberta M. na 25 lat więzienia. Uznał winę pozostałych osób, ale ze względu na przedawnienie nie trafili za kratki. Sprawa zbezczeszczenia zwłok została umorzona.
To nie był jednak koniec. Wniesiono apelację. Sprawą zajął się Sąd Apelacyjny ze Szczecina. Robert M., który tym razem odpowiadał z wolnej stopy był przekonany, że zostanie uniewinniony. A jednak Sąd Apelacyjny w Szczecinie utrzymał w mocy wyrok sądu pierwszej instancji. Decyzja jest prawomocna. Robert M. był rozczarowany wyrokiem. - 25 lat za nic - rzucił, gdy policjanci wyprowadzali go z sali zakutego w kajdanki. Matka mężczyzny i jego płacząca córka chcieli go pożegnać, ale policjanci na to nie pozwolili. - Nie nie zrobił. Moją emeryturę jeszcze zabierzcie - krzyczała starsza z kobiet.