Polecany artykuł:
Najpierw wejście do drewnianej budki zostało zabite kawałkiem płyty wiórowej. Ktoś musiał się bardzo postarać, bo płyta była idealnie docięta na wymiar, a wkręty, którymi została przymocowana - zeszlifowane, by utrudnić jej demontaż. Wolno żyjące stworzenia pozostały bez dachu nad głową, w przenikliwym chłodzie. Musiały schronić się w krzakach.
Płytę udało się zdjąć. Koty odzyskały swój dom. Jednak ich "pogromca" wciąż nie odpuszczał. Na wiacie śmietnikowej obok domku przyczepił list, w którym napisał, żeby "obiekt" usunąć, gdyż "większość mieszkańców" nie wyraża zgody na jego obecność.
- Ta budka została postawiona w tym miejscu, bo te koty wcześniej tu bytowały - mówi Aneta Rożek z grupy Koci Szczecin fundacji Viva! Akcja dla zwierząt. - One cały czas bywały w centrum tego osiedla, w okolicy tego śmietnika. Budka stoi w miejscu, w którym tak naprawdę nikomu nie przeszkadza, przy śmietniku, na uboczu, gdzie nikt nie przebywa dłużej niż dosłownie chwilę.
Przeczytaj również: Sto złotych mandatu za skrobanie szyb w samochodzie? Tak, to możliwe!
Smutna historia, zwłaszcza że koty zostały otoczone opieką przez pełnych empatii, odpowiedzialnych ludzi, którzy zapewnili im nie tylko schronienie przed zimnem, ale także zadbali o sterylizacje, kastracje, odpchlenie i odrobaczenie, a także regularnie je dokarmiają i dbają o czystość. Opiekunowie pozostawili nawet numer telefonu, by w razie potrzeby móc się skontaktować.
Komuś jednak najwyraźniej zabrakło nie tylko empatii, ale także odwagi, by wybrać numer widniejący na domku i skontaktować się z kocimi opiekunami. Łatwiej było dociąć i przykręcić płytę, a potem pozostawić list z ostrzeżeniem.
Przeczytaj również: Pobił do nieprzytomności starszego mężczyznę i schował się w toalecie. Brutalny napad w pociągu ze Szczecina do Przemyśla
Wielu mieszkańców okolicznych zabudowań jest zbulwersowanych zachowaniem osoby, która próbuje walczyć z wolno żyjącymi kotami. Jak twierdzą, nie należą do "większości" opisanej w ostrzeżeniu, koty im nie przeszkadzają, a wręcz przeciwnie - są bardzo pożyteczne, gdyż skutecznie odstraszają szczury. Potwierdzają jednak, że na osiedlu zdarzają się pojedyncze przypadki osób, które nie kryją się ze swoją niechęcią do jakichkolwiek zwierząt. Tylko dlaczego zachowują się w tak nieludzki sposób, zamiast po prostu porozmawiać i próbować rozwiązać "problem" w cywilizowany sposób?
- To musi być naprawdę jakiś pojedynczy przypadek - mówi pani Magdalena, która mieszka w okolicy. - Tutaj mieszkają ludzie, którzy kochają zwierzęta. Prawie każdy ma tutaj psa, kota lub chociaż królika. Wolno żyjące koty nie są absolutnie żadnym problemem.
Warto pamiętać, że wolno żyjące zwierzęta - w tym również koty - podlegają ochronie prawnej. Wszelkie próby ich tępienia, zwłaszcza w taki sposób jak miało to miejsce na Warszewie, mogą się skończyć dotkliwymi karami. Jest to bowiem traktowane na równi ze znęcaniem się. Krótko mówiąc - jest to przestępstwo.