ESKA INFO: - Jak to się stało, że aktor pochodzący z Choszczna, nagle znalazł się na planie zdjęciowym "Gry o tron"?
Paweł Sakowski: - To było spotkanie w pubie, przy piwie, w małej miejscowości na zachodzie Irlandii, gdzie nikt rozsądny nie jeździ, bo tam się nic nie dzieje. Jeśli szukasz akcji czy ciekawych wydarzeń, na pewno nie pojedziesz w to miejsce (śmiech). Jednak w krajach anglosaskich panuje taka specyficzna kultura. W Irlandii dosiadanie się do stolika, poznawanie ludzi w pubie jest naturalne... jak powiedzenie "dzień dobry" sąsiadowi. Pewnego razu dosiadł się do mnie taki człowiek, który okazał się bardzo ciekawym człowiekiem, związanym ze światem filmu i telewizji. Ten człowiek był akurat związany z produkcją serialu "Wikingowie" i tak od słowa do słowa rozmawialiśmy o tym, co robimy, czym się zajmujemy i padło, że jestem aktorem, że grywam w teatrze, że czasem zdarzy mi się zagrać w jakimś filmie. On stwierdził, że nadawałbym się świetnie do serialu "Wikingowie" i zapytał czy nie chciałbym zagrać. Pośmialiśmy się, pożartowaliśmy, wypiliśmy jeszcze ze dwa lub trzy "Guinessy" i temat jakoś zgasł, ale zostawił mi kilka namiarów na agencje castingowe w Irlandii. I ja następnego dnia do jednej z tych agencji się zgłosiłem. I jak to zwykle jest następnego dnia po wizycie w pubie, nie wszystko się pamięta i zamiast wysłać zgłoszenie do "Wikingów", wysłałem zgłoszenie do "Gry o tron". Tak naprawdę nie wiedziałem, że "Gra o tron" jest jeszcze produkowana...
- Powiedzmy jeszcze więcej. Ty w ogóle tego serialu nie oglądałeś. Wiem tylko, że czytałeś książkę.
- Tak, książka bardzo mi się podobała, natomiast serialu w ogóle nie oglądałem, co prowadziło później do zabawnych zdarzeń na planie...
- Wizyta w Irlandii, przypadkowe spotkanie w pubie... a zaledwie dwa miesiące później plan zdjęciowy jednego z najpopularniejszych seriali na świecie. Przypadek?
- Tak to właśnie jest w tym życiu. Czy naszym życiem rządzi przypadek, czy też jesteśmy w tym życiu do czegoś predystynowani, że te nasze ścieżki zataczają kręgi i coś, co wydaje nam się przypadkiem, być może było nam od początku pisane. Nie wiem, trudno powiedzieć. Natomiast cieszę się, że tak się zadziało, że trafiłem na ten plan i to na pewno miało ogromny wpływ na rozwój mojej kariery aktorskiej w kontekście gry filmowo telewizyjnej, bo wcześniej grywałem przede wszystkim w teatrze.
Przeczytaj również: W tych miejscach w Szczecinie kręcili "Młode wilki". Zobacz jak wyglądają miejsca z kultowego filmu
- Splot różnych przypadków sprawił, że człowiek, który chciał zostać Wikingiem, trafił ostatecznie do Westeros. Powiedz jak to wszystko wygląda od kulis, bo efekt finalny znamy wszyscy.
- Rozmach produkcji jest nieprawdopodobny. Akurat grałem w lokacjach plenerowych, więc nie mieliśmy tego całego zaplecza w pomieszczeniach, tylko w rozstawionych namiotach. Wyglądało to... jak obóz wojskowy! Jeden ogromny namiot na garderobę, drugi namiot na stołówkę, trzeci dla kosmetyczek i fryzjerek. Wszystko jest robione z nieprawdopodobnym rozmachem.
- Co zaskoczyło cię najbardziej podczas pracy na planie?
- Ilość ludzi, sprzętu i profesjonalizm produkcji. Jednego dnia graliśmy sceny nocne, co trwało do godziny piątej nad ranem. Była to scena bitewna, gdzie nasze stroje na potrzeby tej sceny musiały być specjalnie przygotowane, czyli dość mocno ubrudzone błotem i krwią. Musieliśmy wyglądać jak prawdziwi wojownicy po ciężkiej bitwie. Przerwa pomiędzy dniami zdjęciowymi trwała zaledwie kilka godzin. Schodząc z planu o godzinie piątej, wracaliśmy o czternastej, a nasze stroje były już czyściutkie, pachnące i przygotowane do gry, czyli przez te kilka godzin, w przerwie między zdjęciami, ktoś o te wszystkie stroje musiał zadbać, wyczyścić i doprowadzić do porządku. To chyba zrobiło na mnie największe wrażenie.
- Jaka jest atmosfera na planie? Jak to wszystko odebrałeś?
- Z jednej strony bardzo rygorystyczna, zasady są nieprawdopodobnie surowe i wszyscy muszą tych zasad przestrzegać. Ale z drugiej strony jest to bardzo otwarta atmosfera. Dużo się żartuje, dużo się śmieje, tak naprawdę z każdym można porozmawiać. Udało mi się poznać wszystkich aktorów z głównej obsady, którzy grali w tych odcinkach, w których ja się pojawiałem. Ta otwartość, serdeczność i miły czas spędzania czasu w przerwach pomiędzy zdjęciami robiły na mnie duże wrażenie.
- Zdarzały się wpadki?
- Oczywiście. Każdemu zdarzają się wpadki. Mieliśmy jedną scenę, podczas której jednej z osób wypadł telefon komórkowy z buta... i cała scena poszła "do piachu".
- Dużo scen musieliście powtarzać?
- Tak, bardzo dużo. Plan zdjęciowy na takiej produkcji jak "Gra o tron" wygląda w ten sposób, że jeden dzień zdjęciowy to w przełożeniu na efekt końcowy w filmie, od 30 sekund do 2 minut. Jedną scenę potrafiliśmy kręcić "do bólu". Krótko mówiąc, najpierw robimy próbę... jedną, drugą. Jest próba z kamerą, druga próba z kamerą, korekty ustawienia i dopiero zaczynamy tę scenę tak naprawdę kręcić. I kręcimy tę scenę raz, drugi, trzeci... i w końcu przychodzi asystent reżysera i mówi: "Słuchajcie, to wyszło świetnie, ale reżyser chce, żebyście zagrali to jeszcze raz, na wszelki wypadek" - żeby było z czego wybierać.
- Wspominaliśmy już, że nie oglądałeś wcześniej "Gry o tron" i jest z tym związana pewna anegdota. Co się wydarzyło?
- Przygotowujemy się do zagrania sceny, stoję sobie koło człowieka, który wyglądał mi na zdenerwowanego. Pytam więc go czy się denerwuje, on na to, że tak, trochę. Pytam go czy jest pierwszy raz na planie, on mówi, że nie, że już trochę tutaj występował. No to poklepałem go po ramieniu i powiedziałem, że da sobie radę i że wszystko będzie dobrze. Po czym okazało się, że poklepałem po ramieniu aktora, który grał Samwella Tarly (śmiech).
Przeczytaj również: Fragment Paryża w Szczecinie... czyli jak nasze miasto "zagrało" w międzynarodowym musicalu [GALERIA]
- Gdybyś mógł teraz zamknąć oczy i wyobrazić sobie ten plan zdjęciowy. Czy można byłoby go przenieść do Szczecina?
- Na pewno tak. Może niekoniecznie te sceny, w których grałem, chociaż kto wie... Przypuszczam, że wokół Szczecina znajdą się również interesujące plenery do kręcenia scen batalistycznych. Potrafię też wyobrazić sobie Zamek Książąt Pomorskich jako fantastyczną lokację do kręcenia zdjęć do "Gry o tron"... Myślę, że Szczecin mógłby stać się Westeros.
- Kim jest Paweł Sakowski na co dzień? Kim jest prywatnie? Tak naprawdę trudno znaleźć w sieci coś więcej niż informacje w kontekście "Gry o tron"...
- Cóż... Brutalnie mówiąc, jaki temat, taka popularność (śmiech), czyli przy takiej "bombie" trudno, żeby inne rzeczy mogły się przebić. "Gra o tron" przebija wszystko. Teraz coraz bardziej skupiam się na aktorstwie, natomiast robię całą masę różnych, czasami dziwnych rzeczy, często niepowiązanych ze sobą. Na przykład bardzo lubię tłumaczyć poezję. Myślę, że dość dobrze sobie z tym radzę. Bardzo też lubię tłumaczyć piosenki w taki sposób, żeby dało się je fajnie zaśpiewać po polsku. Tłumaczę też komercyjnie. Prowadzę szkołę. Gram w teatrze. Tych czynności zawodowych i zainteresowań jest naprawdę mnóstwo. Ostatnio jednak coraz więcej dzieje się z filmem i telewizją, coraz więcej mi to zajmuje i coraz bardziej mnie to wkręca. To jest coś co rzeczywiście lubię robić i co, myślę, chciałbym robić w życiu.
- Jesteś tłumaczem i masz też wyjątkową umiejętność. Mianowicie jesteś w stanie naśladować każdy akcent w języku angielskim...
- Może nie każdy... Mam kłopot na przykład z australijskim. Ale jestem w stanie zagrać Irlandczyka, jestem w stanie zagrać Brytyjczyka, Amerykanina z Nowego Jorku czy też "południowca" z Teksasu. Ta umiejętność dostosowywania akcentu do roli, do danej sceny sprawia, że nie muszę grać tylko Rosjanina czy Polaka w amerykańskim filmie..
- Musiałeś to akurat wykorzystać na planie "Gry o tron"? Miałeś scenę mówioną...
- Akurat nie. Przy takich scenach akcent schodzi gdzieś na drugi plan. Powiedzmy sobie szczerze, ja w "Grze o tron" byłem statystą, który po prostu miał zadanie aktorskie. Nie byłem członkiem obsady tego serialu. Jest to trochę duża burza w szklance wody, chociaż jest to moje ogromne osiągnięcie.
- Wiadomo, że w tym serialu nawet główne role mają dość krótki żywot, często zaledwie dwa lub trzy odcinki. Ciebie nie uśmiercili...
- Nie uśmiercili, to prawda. Znikam po prostu w pomroce dziejów.
- Jakie masz teraz plany? Czy "Gra o tron" otworzyła ci jakieś drzwi?
- Na pewno pomogła, bo wzbudziła pewne zainteresowanie. Sprawiła, że z osoby do tej pory anonimowej stałem się w jakimś stopniu osobą rozpoznawalną, nie tylko w branży. I to jest na pewno miłe i powiem więcej - bez tej "Gry o tron" wielu rzeczy nie udałoby mi się w życiu zawodowym osiągnąć. Z tego punktu widzenia "Gra o tron" była fantastycznym przyspieszeniem i bodźcem do rozwoju. Tak naprawdę ja sam po "Grze o tron" i po tym, co zaczęło się dziać w efekcie "Gry o tron" uwierzyłem w to, że jeszcze jestem w stanie utrzymywać się z aktorstwa.
- Pojawiły się plotki na temat "Indiany Jonesa"...
- To chyba faktycznie trochę przesadzone, ale nie ukrywam, że pojawił się ciekawy kontakt i ciekawe zapytanie ze strony zagranicznego producenta. Na razie wolałbym nic nie mówić. Jeszcze za wcześnie. Na pewno czynię duże starania, aby w jakiś sposób pojawić się też w jakiejś produkcji netflixowej.
- Pojawiły się też polskie propozycje?
- Tak. I to bardzo ciekawe. Tych opcji jest coraz więcej. One zaczynają się od drobiazgów i na pewno te drobiazgi są też ważne w budowaniu wizerunku. I to nie jest tak, że nie chcę tego robić. Wręcz przeciwnie, bardzo chętnie przyjmuję tego rodzaju propozycje. Ostatnio na przykład zagrałem epizod w serialu "Przyjaciółki" w Polsacie, który zostanie wyemitowany w nowym sezonie, czyli około lutego i marca. Pojawiła się też ciekawa oferta współpracy od fantastycznego polskiego pisarza, Jakuba Ćwieka, który w przyszłym roku będzie realizował serial w oparciu o swoje opowiadania, pod tytułem "Stróże". To będzie taki "czarny" kryminał w "anielskiej" oprawie i tam pojawię się w doborowym gronie jak Olga Bołądź czy Marcin Perhuć. To są bardzo fajni aktorzy. Jestem dumny, że zostałem zaproszony do takiej produkcji w roli regularnej postaci, która będzie się pojawiać w każdym odcinku. Prowadzę też bardzo ciekawy projekt z bardzo ciekawym młodym zespołem filmowym, który ma bardzo ambitne plany. Jako ciekawostkę mogę powiedzieć, że wszystkie rzeczy, które nagrywamy, robimy po angielsku i to jest z definicji skierowane na rynek międzynarodowy. Jestem jedną z głównych postaci w tym projekcie i trzymam za niego oczywiście kciuki.
Przeczytaj również: Tutaj miała powstać jedna z najokazalszych budowli w Europie. Poznaj historię tajemniczego krateru na Pogodnie! [ZDJĘCIA]
- Były też podobno propozycje w Irlandii, ale odmówiłeś. Dlaczego? Patriotyzm wziął górę?
- Oczywiście, jestem patriotą (śmiech). Jestem patriotą świata. Uwielbiam cały świat i uważam, że wszędzie można znaleźć fantastycznych ludzi. Natomiast to był troszeczkę inny moment w moim życiu i mówiąc szczerze, po samym zagraniu w "Grze o tron" nie zrozumiałem jeszcze tego, że ten świat może mi się zacząć otwierać. I to nie jest tak, że zagrałem trudnego czy też strzeliłem focha.
- Czyli było jeszcze za wcześnie?
- Po prostu wtedy zupełnie inaczej wyobrażałem sobie swoje życie. W momencie, kiedy pojawiła się oferta, żebym podpisał dwuletni kontrakt na regularną grę jakiejś drugoplanowej roli w irlandzkim tasiemcu, przeraziło mnie to, że mam się wiązać na dwa lata z konkretną produkcją, w sytuacji gdy jeszcze nie wiedziałem, że ja chcę grać w filmach. Uwielbiam grać w teatrze, zawsze uwielbiałem. Film jest dla mnie swego rodzaju nowością. Jak na razie za dużo doświadczeń filmowych za sobą nie mam, chociaż parę lat temu zagrałem główną rolę w filmie greckiego reżysera, który odniósł kilka sukcesów w Europie i dostał kilka nagród na prestiżowych festiwalach. I to było moje pierwsze doświadczenie stricte filmowe. Teraz ten film faktycznie mnie "kupił" i coraz chętniej przed tą kamerą się pojawiam. I lubię to robić.
- Czy jest jakaś wymarzona rola, w której chciałbyś wystąpić?
- Każdy aktor chciałby zagrać czarny charakter. Nie dlatego, że w aktorach tkwi zło, ale dlatego, że zagrać postać szlachetną i dobrą jest relatywnie łatwo. Natomiast zagrać kogoś, kto jest niejednowymiarowy, kto różni się od nas całkowicie, to jest dopiero prawdziwe wyzwanie, to jest prawdziwa sztuka. I dlatego każdy aktor lubi takie mocne wyzwania. Ostatnio zagrałem w litewskim teledysku i była to rola bezdomnego. To było nieprawdopodobne doświadczenie. W momencie, kiedy grasz kogoś, kim nigdy nie byłeś, kogo możesz poznać jedynie z obserwacji, musisz się nauczyć i wejść w takie "buty" jest naprawdę trudne.
- Czego możemy ci życzyć?
- Regularnych propozycji grania w filmach i - nieskromnie mówiąc... Oscara!
Kiedy zobaczymy nowy sezon "Gry o tron"?
"Gra o tron" to amerykański serial fantasy stworzony na podstawie sagi "Pieśń lodu i ognia" George’a R.R. Martina. Premiera pierwszego sezonu miała miejsce w kwietniu 2011 roku.
Premiera najnowszego i finałowego już sezonu kultowego serialu odbyła się 15 kwietnia. Pawła Sakowskiego będziemy mogli zobaczyć w jednym z pierwszych odcinków ósmego sezonu "Gry o tron".