26 kwietnia do fundacji "Dzika Ostoja" trafiła samiczka, która była tak słaba, że nie miała odruchu ssania. Jej ciało było całe pokryte pasożytami. Dwa dni później dołączyły do niej cztery inne młode borsuki. Były w podobnym stanie. Przyjechały spod Rewala, gdzie znaleziono je samotne, bez mamy. Ich nora była zniszczona.
Po kilku dniach małe drapieżniki wracają do formy. Jak mówi Marzena Białowolska z "Dzikiej Ostoi", są jak Akademia Pana Kleksa, wszędzie jest ich pełno.
Gdy borsuki wyzdrowieją i dorosną, zostaną wypuszczone na wolność.