Tajemnicze opary zabiły mojego synka

i

Autor: POLSAT News Tajemnicze opary zabiły mojego synka

Malutkiego Michałka zabiła tajemnicza substancja. Zrozpaczeni rodzice szukają sprawiedliwości [UWAGA TVN]

2021-01-27 21:42

Od tej tragedii minął już przeszło miesiąc. 25 grudnia ubiegłego roku w domu przy ul. Moniuszki w Kamieniu Pomorskim doszło do tragedii. Trzyosobowa rodzina trafiła do szpitala w wyniku zatrucia tajemniczą substancją. Pan Grzegorz i pani Wioletta przeżyli, ale 14-miesięczny Michałek nie miał szans. Dziecko zmarło. Rodzice do tej pory nie mogą się otrząsnąć po tej tragedii. Podzielili się swoimi spostrzeżeniami na temat tragedii w programie "Uwaga" TVN.

Tragedia w Kamieniu Pomorskim. Nie żyje 14-miesięczny Michałek. Co zabiło małego chłopca?

Do tej tragedii doszło w Boże Narodzenie, 25 grudnia 2020 roku. Mały Michaś, pan Grzegorz i jego żona Wiola nagle poczuli się bardzo kiepsko. - Po godz. 23 (w Wigilię) wróciliśmy od teściów. Był z nami jeszcze brat żony – Rafał. Wchodząc, wyczuł zaduch, ale stwierdziliśmy, że to jeszcze po malowaniu i to farby oddają jakiś zapach. Michałek był zmęczony i żona szybko ułożyła go do spania. Nad ranem przebudził się i zaczął wymiotować - wspomina "Uwadze" pan Grzegorz. Podobnie czuła się jego małżonka. - Poszłam do łazienki zwymiotować i czułam się bezradna. Leżałam na podłodze i ciężko było mi się podnieść. Strasznie bolała mnie głowa. Kręciło mi się w głowie - mówi pani Wioletta. Wezwali na miejsce karetkę. Do szpitala pojechali w trójkę, razem z Michałkiem. 14-miesięczny chłopiec zmarł. 31 grudnia zorganizowano jego pogrzeb. Rodzice chłopca byli załamani. Wspominają ten czas jako "najgorszy okres w życiu".

Co przyczyniło się do śmierci Michałka? Wydawało się, że chodzi o tlenek węgla. Ale czujniki nie wykazały jego obecności. - Potem na prośbę policji, jeszcze raz pojechał nasz zastęp z ponowną próbą pomiaru na substancje szkodliwe i czujnik wykazał siarkowodór – mówi st. kpt. Michał Wiaderski z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Kamieniu Pomorskim. Pan Grzegorz uważa, że winnym jest właściciel mieszkania, od którego wynajmował lokum. W budynku jakiś czas temu doszło do awarii instalacji ciepłowniczej. Zaraz potem miały się pojawić szczury.

Zobacz również: Obalamy mity! Pacjentka zmarła po podaniu szczepionki na COVID. Ekspert jasno tłumaczy. To każdy musi wiedzieć!

- Na początku grudnia ja i lokatorzy z góry, którzy również słyszeli niepokojące odgłosy z szybów wentylacyjnych, poprosiliśmy o pomoc. Właściciel stwierdził, że szuka tego, że wyczerpał wszystkie możliwości, a w naszej okolicy miało nie być firmy, która wykonałaby deratyzację - wspomina pan Grzegorz, który zaczął szukać na własną rękę. - Po prostu wpisałem to w internecie, zadzwoniłem i zapytałem o szczegóły. Po czym przekazałem kontakt właścicielowi. Reakcja była taka, że powiedział, że się skontaktował, że są umówieni i ta firma przyjedzie i wykona deratyzację - dodaje w rozmowie z "Uwagą".

Ostatecznie to sam właściciel miał wyłożyć trutkę na szczury. Policja znalazła nawet resztki tej substancji. Mężczyzna kupił substancję u właściciela firmy deratyzacyjnej. Ekspert Janusz Gierusz z FELIS Higiena Sanitarna wyjaśnia, że nie można używać takich środków tam, gdzie mieszkają ludzie. - Po pierwsze ten środek zawsze powoduje zatrucie u człowieka, po drugie przepisy nie pozwalają na korzystanie z niego poza określonymi miejscami, w określonych warunkach - powiedział "Uwadze". - Jest to preparat, który w wyniku reakcji z wilgocią w powietrzu, uwalnia gaz, fosforowodór, który jest następcą gazu stosowanego w latach 80. do zwalczania szkodników, czyli cyjanowodoru, popularnie zwanego cyklonem B - dodaje z kolei Michał Żak, specjalista ds. deratyzacji.

Okazuje się, że właściciel mieszkania kupił substancję, która nie była zabezpieczona. Znajdowała się butelce po keczupie! Tymczasem takie preparaty nie dość, że muszą być odpowiednio przechowywane, to dodatkowo mogą być użytkowane tylko przez osoby, które są do tego przeszkolone. Właściciel firmy, która sprzedała środek, nie chciał odnieść się do zarzutów. Podobnie jak właściciel mieszkania. Obaj nie poczuwają się do winy. Sprawą zajmuje się prokuratura. Na ten moment nikt nie usłyszał zarzutów w sprawie.

Tragedia na koncercie, wybuch gazu w Gdańsku, pożar hotelu w Kamieniu Pomorskim i straszne wypadki. Niezapomniani