Do dramatycznych zdarzeń doszło 6 sierpnia. Policjanci zostali wezwani na interwencję na ul. Traugutta w Lubinie. Zgłoszenie pochodziło od matki 34-latka, który miał znajdować się pod wpływem narkotyków i agresywnie zachowywać, rzucając m.in. kamieniami w okna budynków. Funkcjonariusze zatrzymali mężczyznę. Bartek cały czas się wyrywał. Funkcjonariusze próbowali wsadzić go do radiowozu, jednak bez skutku. Mężczyzna leżał na ulicy, w końcu stracił przytomność.
Według pierwszych informacji, Bartek miał umrzeć po przewiezieniu do szpitala, jednak z czasem na jaw wychodziły kolejne relacje świadków, które podważały tę wersję. Według jednej z pielęgniarek, mężczyzna miał zmiażdżoną krtań. Mogło do tego dojść wskutek przyciskania szyi przez jednego z policjantów. Do sieci trafiły nagrania z interwencji, które również budziły wiele wątpliwości. Rodzice Bartka twierdzą, że ich syn zginął na ulicy. Mają również ogromne zastrzeżenia do późniejszej wizyty policji w ich domu. Policjanci w brutalny sposób mieli zabrać telefon komórkowy, za pomocą którego została nagrana interwencja policji. według relacji państwa Sokołowskich, funkcjonariusze mieli dopuścić się przemocy - wykręcać ręce, zniszczyć okulary.
Czytaj też: Lubin. Bartek zginął podczas interwencji policji? Nowe nagranie nie pozostawia złudzeń
W piątek, 28 stycznia, rodzice Bartka pojawili się w szczecińskiej prokuraturze, gdzie składali wyjaśnienia w sprawie tego zdarzenia.
- Ta cała interwencja, która przebiegała pod moim blokiem była nieprofesjonalna, jak i nieprofesjonalne było zachowanie, gdy policjanci przyszli do mojego domu - mówi Jolanta Sokołowska. - Liczyłam na jakieś wsparcie, a to oni zachowali się, jakbym to ja była przestępcą.
- Żaden z policjantów się nie przedstawił, nie pokazał legitymacji, w ogóle weszli bez pukania - dodaje Bogdan Sokołowski. - Połamali siostrze okulary, latały wazony. To jest chamstwo i nic więcej. Policjanci do tej pory nie zostali ukarani.
Postępowanie w sprawie przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy prowadzą równolegle prokuratury w Łodzi i Szczecinie. Pełnomocnicy rodziny nie ukrywają, że jest to duże utrudnienie.
- Prokurator generalny zdecydował, że postępowanie będzie toczyło się w dwóch prokuraturach - mówi mec. Wojciech Kasprzyk. - Dwie prokuratury będą prowadziły to samo postępowanie, czyli będziemy musieli jeździć ze wszystkimi świadkami po dwóch prokuraturach. To jest jakieś kuriozum, zupełnie dla nas niezrozumiałe.
Czytaj też: Bartosz S. był bity przed śmiercią? "Lekarze nie mają wątpliwości"
- Materiał dowodowy przeprowadzony przez Prokuraturę Okręgową w Szczecinie jest praktycznie powielony i jest odzwierciedleniem czynności, które wykonała Prokuratura Okręgowa w Łodzi - dodaje mec. Renata Kolerska. - Niemniej mamy szereg nowych dowodów i wniosków dowodowych wskazujących na mataczenie.
Pełnomocnicy są również zaniepokojeni, że do tajemnicy śledztwa mogą mieć dostęp osoby nieuprawnione. Obawiają się wycieku danych. Zamierzają w tej sprawie powiadomić Najwyższą Izbę Kontroli i Głównego Inspektora Ochrony Danych Osobowych. Działań na niekorzyść śledztwa, mieli ich zdaniem dopuścić się właśnie funkcjonariusze lubińskiej policji. Miały ginąć nie tylko nagrania, ale również protokoły dotyczące tragicznych zdarzeń, do których doszło w sierpniu.
- Gdyby nie nasza interwencja i państwa pomoc w telewizji, w życiu nie dotarlibyśmy do tego, że wykradziono te materiały dowodowe - mówi mec. Kasprzyk.
- My chcemy, żeby policja odcięła się od tych funkcjonariuszy, którzy ją kompromitują - dodaje mec. Kolerska.
Czytaj też: SKANDAL! Policjanci, po interwencji których zmarł Bartek, wciąż pracują!