W ostatnich dniach strażnicy miejscy udali się na Wyspę Pucką, gdzie mieszkańcy jednej z ulic zgłaszali duże zadymienie, spowodowane najprawdopodobniej spalaniem odpadów na jednej z posesji. Po przybyciu na miejsce zgłoszenia strażnicy ujrzeli palące się ognisko, wokół niego zgromadzone było mnóstwo odpadów: malowane i laminowane płyty meblowe, plastikowe przedmioty, worki foliowe a nawet sieci żyłkowe do połowu ryb. Funkcjonariusze przedstawili się i poprosili o możliwość wejścia na teren posesji w celu przeprowadzenia kontroli termicznego przekształcania odpadów.
- Mężczyzna będący na podwórku odmówił strażnikom wejście na teren posesji - relacjonuje Joanna Wojtach ze szczecińskiej straży miejskiej. - Wezwany do okazania dokumentu tożsamości lub podania ustnie danych osobowych stanowczo odmówił, twierdząc iż jest osobą bezdomną i nie wie jak się nazywa. Następnie nazwał Straż Miejską "formacją reżimową, której nie uznaje jako władzy".
Interweniującego strażnika mężczyzna obrzucił inwektywami, poddając w wątpliwość podstawę prawną prowadzonej interwencji. Wobec takiego stanu rzeczy, czyli uniemożliwienia przeprowadzenia kontroli i ustalenia tożsamości sprawcy spalania odpadów, na miejsce wezwano policję. W tym czasie mężczyzna usiłował zbiec z miejsca zdarzenia, jednak po krótkim pościgu, wrócił na posesję w asyście strażników.
Po kilkunastu minutach na miejsce przyjechał patrol policji. Mężczyzna okazał dokument tożsamości i umożliwił wejście na posesję. Okazało się, że jest tam zamieszkuje, mimo iż meldunek posiada w innej części miasta.
Po sporządzeniu dokumentacji fotograficznej strażnicy zdecydowali, iż nałożenie na sprawcę mandatu w maksymalnej wysokości 500 zł będzie zbyt mało dotkliwą karą i ze względu na skalę wykroczenia został sporządzony wniosek o ukaranie. Mężczyzna wkrótce odpowie za swoje zachowanie przed sądem.