- Przechodzę tędy codziennie z psem. Widziałam znicze, ale nie wiem, co się stało. Czy ktoś umarł? - zastanawia się jedna z mieszkanek okolicznych kamienic.
- Ostatnio był tutaj wypadek, zderzyły się cztery samochody, ale chyba nie było ofiar - dodaje spotkany w okolicy mężczyzna.
Niektórzy wiążą sprawę z niedawnym atakiem nożownika pod znajdującym się nieopodal klubem "Pinokio". Znicze pojawiły się bowiem mniej więcej w tym samym czasie, w którym doszło do incydentu na ulicy Sikorskiego. Jednak wtedy na szczęście obyło się bez ofiar.
Okazuje się, że nikt nie ucierpiał... poza studentami z okolicznych akademików, którzy po zamknięciu sklepu ogłosili "żałobę" i okazują swój żal w postaci zniczy ustawionych przed wejściem do nieczynnego sklepu. Z tej okazji, w minioną niedzielę odbyło się nawet wieczorne "czuwanie", czyli protest przeciwko zamknięciu sklepu. W happeningu wzięło udział kilkadziesiąt osób.
Za to z ulgą odetchnęli okoliczni mieszkańcy, którym często przeszkadzały hałasy, załatwianie potrzeb fizjologicznych pod oknami czy osoby spożywające alkohol w sąsiedztwie sklepu lub na sąsiednim podwórku. Niektórzy też skarżyli się również, że w sklepie sprzedawany jest alkohol osobom nietrzeźwym i nieletnim - i prawdopodobnie to było przyczyną jego zamknięcia.
Na razie wciąż nie wiadomo, jaka będzie przyszłość sklepu. Wiele jednak wskazuje na to, że nie powróci on w dotychczasowej - dość uciążliwej formie. Przypomnijmy, sklep monopolowy funkcjonował w tym miejscu zaledwie przez kilka ostatnich lat. Wcześniej, od wczesnych lat 90. nieprzerwanie działał w tym miejscu kiosk z prasą.