Olejny „Portret kobiety” jest w rękach polskiej rodziny z Bytomia od czasów II wojny światowej. Na łożu śmierci o cennym obrazie powiedział wnuczkom ich dziadek – były żołnierz w armii Andersa, który dzieło Maneta miał dostać od Włocha za uratowanie życia.
Dorosłe już wnuczki po latach postanowiły sprawdzić autentyczność obrazu i go sprzedać. Zleciły ekspertyzy, okazały obraz nawet w Wildenstein Institute. – Polscy eksperci w obrazie dostrzegają pędzel mistrza Maneta. Uznają też autentyczność pozostawionych inicjałów autora na płótnie. Znając opinię biegłej ministra kultury i sztuki, biegłej sądowej oraz ekspertyzy konserwatorskie, nie mam wątpliwości, że właścicielki obrazu poprosiły mnie o sprzedaż działa właśnie tego francuskiego malarza – mówi Jacek Bukowski.
Zobacz także: Ten obraz ZAGINĄŁ 75 lat temu, odnalazł się w Warszawie! Jest wart PÓŁ MILIONA! GALERIA, WIDEO]
Dla świata sztuki obraz pozostaje jednak tylko przypisanym Manetowi. Wildenstein Institute nie wpisał go do katalogu dzieł wielkich malarzy. – Powód jest jeden. Niestety nie mamy udokumentowanego pochodzenia obrazu, który mógł być podarowany przez Maneta i fakt ten nigdzie nie został odnotowany. Przedwojenne koleje tego obrazu nie są znane – twierdzi antykwariusz.
Jego zdaniem wartość „Portretu kobiety” to nawet kilka milionów złotych, ale bez poświadczenia pochodzenia mógł wystawić go na sprzedaż za jedyne 160 tys. zł, bo za podobną kwotę w ubiegłym roku sprzedano inny obraz przypisywany Manetowi.