Wakacje nad Bałtykiem zmieniają się w koszmar. Ratownik ujawnia, jak uniknąć tragedii. „Woda zabiera 300 osób rocznie”

2025-08-01 13:45

Kiedy wakacje nad Bałtykiem stają się horrorem? Nie tylko wtedy, gdy nie dopisuje pogoda, ale przede wszystkim wtedy, gdy nie przestrzega się podstawowych zasad dotyczących bezpieczeństwa. Ostatnie doniesienia z nadmorskich miejscowości o utonięciach przypominają, że woda to żywioł, którego nie należy lekceważyć. - Bardzo poważnym problemem jest bagatelizowanie zasad bezpieczeństwa – wchodzenie do wody po alkoholu, ignorowanie czerwonej flagi czy kąpiele poza wyznaczonymi kąpieliskami - mówi "Super Expressowi" Robert Staroń, ratownik wodny, prezes Baltic Rescue Team.

Szczecin SE Google News
  • Utonięcia nad Bałtykiem to efekt bagatelizowania zasad bezpieczeństwa i ignorowania ostrzeżeń ratowników.
  • Niebezpieczne prądy wsteczne i falochrony to główne zagrożenia, które mogą wciągnąć nawet doświadczonych pływaków.
  • Ratownicy apelują o rozsądek, korzystanie ze strzeżonych kąpielisk i edukację w zakresie bezpieczeństwa wodnego.
  • Co możesz zrobić, by wakacje nad wodą były bezpieczne i jak rozpoznać śmiertelne zagrożenia?

Silny wiatr, oburzone morze i prądy wsteczne nie zawsze zniechęcają do kąpieli. W Dziwnówku utonął 16-letni Marcel, w Mielnie 47-letni mężczyzna, który próbował ratować swoje dzieci. Czy tych tragedii można było uniknąć?

- W sezonie letnim apelujemy przede wszystkim o rozsądek. Prosimy turystów, aby korzystali wyłącznie ze strzeżonych kąpielisk, zwracali uwagę na wywieszone flagi i respektowali polecenia ratowników. Przypominamy również, że absolutnie nie wolno wchodzić do wody po alkoholu, a nad dziećmi należy sprawować stałą opiekę, nawet jeśli bawią się na płytkiej wodzie. Z naszego doświadczenia wynika, że większości tragicznych wypadków można by uniknąć, gdyby plażowicze stosowali się do tych podstawowych zasad - mówi Robert Staroń.

Urlopując nad Bałtykiem, należy pamiętać o największym zagrożeniu tam, czyli o prądach wstecznych. Są one niewidoczne dla osób niewprawionych, a potrafią wciągnąć nawet doświadczonego pływaka daleko od brzegu - mówi Staroń, który tłumaczy, że prądy wsteczne są zdradliwe, bo na pierwszy rzut oka często wyglądają jak spokojniejsze fragmenty wody, co paradoksalnie zachęca do wejścia właśnie tam.

- Można je rozpoznać po pasmach ciemniejszej, pozornie gładkiej tafli między falami, po pianie morskiej spływającej w głąb morza albo po miejscach, gdzie fale załamują się nierównomiernie. Jeśli ktoś nie jest pewny, czy dane miejsce jest bezpieczne, najlepszym rozwiązaniem jest korzystanie wyłącznie z kąpielisk strzeżonych, gdzie ratownicy na bieżąco monitorują sytuację i reagują na pojawienie się takich zjawisk - ostrzega Staroń.

Bardzo ważne jest też niewchodzenie do wody blisko falochronów.

- Falochrony są jednymi z najbardziej niebezpiecznych miejsc do kąpieli, ponieważ w ich pobliżu powstają silne zawirowania wody i prądy, które w ratowniczej nomenklaturze określamy jako prądy rozrywające. Co więcej, przy falochronach często tworzą się głębokie doły, które mogą stać się pułapką dla osób nieświadomych zagrożenia – metr od konstrukcji dno może mieć głębokość zaledwie jednego metra, a po zrobieniu kroku nagle zapadać się do ponad dwóch metrów - mówi Staroń.

W Polsce falochrony najczęściej są drewniane, co dodatkowo zwiększa ryzyko urazów w przypadku kontaktu z konstrukcją.

- Te miejsca są dla ratowników prawdziwymi generatorami pracy, bo to właśnie tam najczęściej tworzą się niebezpieczne prądy wsteczne, które wciągają ludzi w głąb morza. Dlatego kąpiele przy falochronach są absolutnie zabronione - grzmi ratownik.

Zdaniem wszystkich ratowników z Baltic Rescue Team, czyli stowarzyszenia zrzeszającego ratowników wodnych, aby realnie zmniejszyć liczbę utonięć w Polsce, trzeba rozpocząć ten proces od podstaw – od edukacji i budowania świadomości w zakresie bezpieczeństwa wodnego.

- Trzeba głośno mówić o tym, że w naszym kraju wciąż mamy ogromny problem z utonięciami, a poziom samokontroli w środowisku wodnym i podstawowych umiejętności – nie tylko pływania, ale choćby aktywnego floatingu, czyli unoszenia się na wodzie czy dryfowania – jest na skandalicznie niskim poziomie - mówi Staroń, przypominając statystyki, że każdego roku woda zabiera ponad 300 czy 400 osób. - Za każdą z tych statystyk kryje się tragedia całych rodzin – matek, ojców, żon, mężów i dzieci. Każda z tych osób mogłaby dalej funkcjonować w społeczeństwie, pracować, tworzyć i być wartością dodatnią naszego kraju - mówi ratownik, apelując o wspieranie ratownictwa wodnego w Polsce oraz działań edukacyjnych w zakresie bezpieczeństwa wodnego. - Każda inicjatywa, która podnosi świadomość społeczną i uczy, jak zachować się nad wodą, to inwestycja w ludzkie życie.

Pływasz jak ryba w wodzie? Sprawdź, czy zdałbyś egzamin na ratownika wodnego! [QUIZ]
Pytanie 1 z 16
Skacząc do nieznanej wody, wybierasz skok
Dwa oblicza jednej plaży

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki