Wielkie liczenie bezdomnych
W nocy z środy na czwartek odbyła się w Szczecinie akcja liczenia osób bezdomnych. Działania prowadzone były zarówno w schroniskach, noclegowniach, mieszkaniach chronionych, izbach wytrzeźwień, szpitalach, Zakładach Opiekuńczo Leczniczych, aresztach śledczych, zakładach karnych oraz w innych miejscach przebywania osób bezdomnych. Pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie przeprowadzili je wspólnie ze strażnikami miejskimi, policjantami, pracownikami pogotowia ratunkowego, przedstawicielami organizacji pozarządowych prowadzących schroniska i noclegownie, a także funkcjonariuszami SOK. Pytali o powód bezdomności, wypełniali ankiety.
- Działania przeprowadzamy raz na dwa lata na zlecenie Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej - tłumaczy Maciej Homis, rzecznik prasowy MOPR w Szczecinie. - Jest to akcja, która ma przede wszystkim na celu zbadanie skali zjawiska bezdomności w poszczególnych gminach, ale też na terenie całego kraju. Akcja prowadzona jest od 2010 roku. Podczas ostatniego badania w 2017 roku na terenie Szczecina przebywało 965 osób bezdomnych. To mniej, niż dwa lata wcześniej.
Przeczytaj również: Zgwałcił kobietę w pociągu? Policja poszukuje tego mężczyzny. Rozpoznajecie go?
- Wniosek jest taki, że osób bezdomnych jest na terenie Szczecina coraz mniej - podsumowuje Maciej Homis. - W 2015 roku było ich około 1200, dwa lata temu niecały tysiąc. Myślę, że w tym roku będzie to liczba poniżej 900. Te wyniki poznamy w najbliższym czasie.
- Patrząc na przestrzeni tych kilku lat, okazuje się, że coraz więcej osób chce skorzystać z pomocy jaką oferuje miasto - dodaje Joanna Wojtach, rzecznik prasowy szczecińskiej straży miejskiej. System jest na tyle szczelny i na tyle skuteczny, że korzystają one ze schronisk, z ogrzewalni, jaką mamy od ubiegłego roku.
Kim są szczecińscy bezdomni?
Są to zwykle ludzie, którzy wcześniej funkcjonowali normalnie w społeczeństwie, jednak w pewnym momencie w ich życiu nastąpił nagły zwrot. Utrata pracy, utrata bliskiej osoby, rozpad rodziny, nałogi... Niektórzy nie dali sobie rady w nowych okolicznościach i ostatecznie wylądowali na ulicy.
Bezdomni radzą sobie na różne sposoby. Nie mają domu, ale są w stanie zarobić trochę pieniędzy, by przetrwać - jak 47-letni pan Robert, który od 6 lat zmaga się z bezdomnością i mieszka pod ziemią, w kolektorze ciepłowniczym. Mężczyzna chwyta się różnych dorywczych zajęć, by zarobić trochę pieniędzy na przetrwanie.
Przeczytaj również: Rzucił się z nożem na znajomego i zadał mu kilka ciosów. Teraz grozi mu dożywocie
Niektórzy korzystają z pomocy oferowanej przez miasto, inni nie chcą iść do schroniska. Tłumaczą to przez "reguły", które panują w takim miejscu i nie chcą się do nich dostosować. Wolą być wolni i niezależni - jak 39-letnia pani Dorota, która żyje prowizorycznej altance, skleconej z desek i płyt wiórowych, gdzie jedynym źródłem światła po zmierzchu jest świeczka.
- Radzę sobie. Nie żebrzę - mówi.
Do schroniska nie chce iść także 75-letni pan Henryk, który 15 lat temu stracił pracę w szczecińskim Agryfie, później stracił mieszkanie i teraz żyje w niewielkiej przyczepie campingowej. Wewnątrz ma czysto i wygodnie, ciepło daje mu gazowy piecyk, a towarzystwo zapewniają dwa psy.
- Gdzie one pójdą jak pójdę do schroniska? - pyta pan Henryk. - Muszę tu z nimi zostać.
Część bezdomnych trafiła na ulicę na własne życzenie, jednak jest także wiele osób przegrało z przeciwnościami losu. Za każdym człowiekiem, który stracił dom, kryje się jednak długa, często bardzo skomplikowana historia, pełna zwrotów akcji i dramatycznych momentów. Warto o tym pomyśleć, gdy mijamy na ulicy kolejnego bezdomnego...