Mija rok od wybuchu wojny

Szczecińscy medycy na ukraińskim froncie. "Etos pracy lekarza to nie są puste hasła"

2023-02-24 13:41

Mija rok od rozpoczęcia rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Od 12 miesięcy za naszą wschodnią granicą toczy się krwawa bitwa. W pomoc ogarniętej wojną Ukrainie angażują się miliony ludzi na całym świecie. Wśród nich są również szczecińscy lekarze, dla których ostatni rok był bardzo pracowitym czasem. Medycy ze stolicy Pomorza Zachodniego byli zaangażowani w pomoc uchodźcom na miejscu w Szczecinie, ale wielu zdecydowało się także na wyjazd na teren walk.

Szczecińscy lekarze na ukraińskim froncie

Wojna w Ukrainie trwa już 12 miesięcy. Dla lekarzy ze Szczecina był to pracowity czas. Jako wolontariusze angażowali się między innymi w pomoc uchodźcom, którzy po 24 lutego 2022 przybyli do Polski. Kilkoro lekarzy odważnie zdecydowało się także na pojechanie do Ukrainy w czasie trwania wojny. Wśród lekarzy, którzy udzielali pomocy w Ukrainie byli m.in. chirurg prof. Jerzy Sieńko czy prof. Marek Myślak, Ordynator oddziału nefrologii i transplantologii nerek Szpitala Wojewódzkiego w Szczecinie.

„Etos pracy lekarza to nie są puste hasła”

Jak mówi Michał Bulsa, Prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Szczecinie pomoc uchodźcom wojennym – zarówno na miejscu, w Szczecinie, jak i podczas wyjazdów na Ukrainę, zasługuje na najwyższe uznanie.

- Lekarze ze Szczecina kolejny raz udowodnili, że etos ich pracy to nie są puste hasła. Ostatni rok sprawił, że w wielu sytuacjach potrzebna była bardzo pilna pomoc osobom, które zostały poszkodowane przez wojnę. Jestem pełny uznania dla lekarzy, którzy dyżurowali w punktach recepcyjnych, na dworcach w przychodniach. To był wolontariat, który wynikał z konieczności chwili. Wojna w Ukrainie to wydarzenie o którym nasze dzieci będą uczyć się w podręcznikach do historii. Solidarność była dla lekarzy czymś oczywistym – mówi dr Michał Bulsa.

- Lekarze, którzy pojechali na Ukrainę są nie tylko ofiarni i odważni, ale i mocno zdeterminowani, by nieść pomoc. Panowie, wyrazy najwyższego uznania – mówi Prezes Okręgowej Rady Lekarskiej Michał Bulsa.

Prof. Jerzy Sieńko: "Jestem lekarzem, a misją lekarza wynikającą z obranego zawodu jest leczenie"

Prof. Jerzy Sieńko, szczeciński chirurg znany jest ze swojego zaangażowania społecznego. Jak mówi wyjazd na Ukrainę był czymś oczywistym w momencie, gdy okazało się, że na froncie brakuje lekarzy. Przewożenie żołnierzy 1000-1500 kilometrów byłoby nieefektywne, a czasem niemożliwe.

- Dostałem pytanie czy jako konsultant wojewódzki byłbym w stanie rozdysponować rannych żołnierzy po oddziałach naszego województwa. Szpitale na Ukrainie zapełniały się ciężko rannymi wymagającymi specjalistycznego leczenia w błyskawicznym tempie. Pomyślałem, że ten pociąg z rannymi jechałby 1000 albo nawet 1500 kilometrów. Transport rannego człowieka, nawet w pociągu sanitarnym, to wyzwanie i wielkie ryzyko. Jak więc wyglądałoby to leczenie? Na opatrywaniu? Podawaniu antybiotyków? Uznałem, że ten transport nie będzie efektywny. Pojechaliśmy więc na miejsce z opatrunkami, lekami. Zebraliśmy środki na opatrunki podciśnieniowe. Jeden opatrunek kosztuje ogromne pieniądze. Pojechaliśmy z moim młodym kolegą chirurgiem najpierw do Warszawy, zabraliśmy sprzęt i następnie ruszyliśmy sanitarką do szpitala w Tarnopolu. Już pierwszego dnia, bezpośrednio po przyjeździe, podczas rozładunku sprzętu w szpitalu przywitał nas ryk syren alarmowych.

Jest to niewątpliwie duży dyskomfort, bo te syreny są przecież po to, by ostrzegać przed zagrożeniem życia bądź zdrowia. Jest syrena, a nic nie spada i nie wybucha – więc człowiek się przyzwyczaja i cieszy, bo akurat alarm był fałszywy albo rakieta nie doleciała czy została zestrzelona. 50 kilometrów dalej od naszej siedziby rakiety trafiły w przychodnie. Teoretycznie mogłyby więc być wycelowane także w szpital, w którym przebywaliśmy.

Skoro świt przyjechaliśmy do szpitala, gdzie akurat byli zwożeni z linii frontu ranni żołnierze. Oni są zaopatrywani pierwotnie bezpośrednio na froncie, a potem przewożeni do typowych szpitali. Smutek, żal na ich twarzach, taki żal, że to wszystko się dzieje. To wszystko odbywa się w ciszy. Nie ma takiego typowego gwaru czy hałasu związanego z pracą szpitalnych Izb Przyjęć. Wszystko tu jest uporządkowane, bardzo profesjonalnie przygotowane do przyjęcia rannych. Skutki wojny to wielkie cierpienie, ale i cisza milczenia nad ludzkimi dramatami przerywana jedynie jękami bólu rannych. Czegoś takiego nie da się zapomnieć. Wojna to wielkie zło. Twarze żołnierzy to widok, który zapamiętam na zawsze.

Prof. Marek Myślak: "Transplantacje przeprowadzone w Ukrainie poszły doskonale. Młoda, entuzjastyczna kadra lekarzy"

Po wybuchu wojny do prof. Marka Myślaka zgłosił się światowej sławy transplantolog z Nowego Jorku, prof. Robert Montgomery, który zapytał go o aktualną sytuację, ofiary konfliktu i pacjentów.

- Prof. Montgomery jest nie tylko wybitnym specjalistą w swojej dziedzinie, ale też człowiekiem niezwykle empatycznym, który podkreśla, że spłaca swój dług, bo sam przeszedł przeszczep serca. Bardzo chciał się zaangażować w pomoc Ukrainie i to zmotywowało mnie do zorganizowania działań w dziedzinie, na której się znam to znaczy transplantologii. Nawiązałem więc kontakt ze szpitalem we Lwowie, który jako jeden z niewielu placówek ogarniętego wojną kraju, utrzymywał dużą aktywność transplantacyjną” - opowiada prof. Myślak. 

- Szczęśliwie podczas naszego tygodniowego pobytu w Ukrainie alarm nie uruchomił się ani razu, ale od czasu powrotu do Polski aplikacja niestety daje o sobie znać kilka razy na dobę o każdej porze dnia i nocy. W szpitalu we Lwowie przywitano nas bardzo entuzjastycznie. Wrażenie zrobiła na nas bardzo przyjazna, zaangażowana, młoda kadra lekarzy, która mimo trwającej wojny wykazywała się wielkim zapałem do pracy i profesjonalizmem - podkreśla prof. Marek Myślak. 

Mając na uwadze ograniczony czas pobytu w Ukrainie, od razu zaplanowano najbliższe zabiegi. W czasie ich pobytu na miejscu odbyło się kilka przeszczepień nerek oraz przeszczepienie serca. 

- Pierwsze przeszczepienie nerek wykonał prof. Bob Montgomery przy asyście dr. Maksyma Oviechtko, a kolejne w odwrotnym układzie. Obie transplantacje poszły doskonale z natychmiastowym podjęciem funkcji przez przeszczepione nerki. Byliśmy także zaangażowani w konsultowanie pacjentów, ustalanie ich dalszego leczenia, podejmowanie decyzji terapeutycznych i wymianę poglądów - mówi lekarz.

Udało się także przeprowadzić prelekcje dla medyków z Ukrainy.

Źródło: Okręgowa Izba Lekarska w Szczecinie

Sonda
Wierzysz, że wojna na Ukrainie skończy się w 2023 roku?
Sonda sejmowa: Czy rząd zdał egzamin podczas wojny na Ukrainie?