Ptak trafił do ośrodka, skąd miał później trafić do weterynarza. Jednak to, co pani Bożena zobaczyła następnego dnia, gdy przyszła nakarmić swoich podopiecznych, zupełnie ją zaskoczyło.
- Zamurowało mnie - mówi pani Bożena. - Zobaczyłam, że skrzydło leży obok ptaka. Musiał sam je sobie amputować.
Myszołów wyglądał na spokojnego, jednak decydując się na taki krok, musiał przeżywać ogromne cierpienie.
- Widać było, że bardzo go bolało. Nie chciał jednak czekać na lekarza - mówi właścicielka azylu dla zwierząt i dodaje, że myszołów pozostanie pod stałą opieką ośrodka.