Ceny nad morzem. Jak uniknąć "paragonów grozy"?
Każdego roku, gdy tylko nad Bałtykiem rozpoczyna się sezon, niemalże zewsząd zaczynają atakować nas "paragony grozy". O ile jeszcze kilka lat temu wywoływały one ogromne emocje, to teraz może się wydawać, że spowszedniały. Drożyzna nad morzem nie jest już niczym zaskakującym. Są też sposoby, by sobie z nią skutecznie radzić. Czy wakacje nad Bałtykiem muszą wiązać się z ogromnymi wydatkami? Sprawdziliśmy.
Ceny nad morzem. Jak uniknąć "paragonów grozy"?
Wraz z początkiem każdego sezonu letniego, zarówno w mediach społecznościowych jak i na portalach internetowych czy w prasie, pojawiają się informacje o ogromnej drożyźnie panującej w nadmorskich kurortach. Turyści wręcz prześcigają się w biciu rekordów dotyczących wysokości rachunku za dania spożywane nad morzem. Kawałek ryby i porcja frytek w pierwszej lepszej smażalni kosztują tyle co wykwintny obiad w drogiej restauracji, a gofry z bitą śmietaną, lody czy inny słodki przysmak potrafią doprowadzić przeciętną polską rodzinę do bankructwa. Czy ceny nadbałtyckich miejscowościach rzeczywiście są tak "astronomiczne"? Sprawdziliśmy na przykładzie Świnoujścia i wybraliśmy kilka przykładów cen w lokalach gastronomicznych na tutejszej promenadzie.
Ceny nad morzem. Jak uniknąć "paragonów grozy"?
Mimo iż Świnoujście leży nad Bałtykiem, różni się nieco od innych nadmorskich miejscowości, gdzie co drugi lokal to smażalnia ryb pochodzących z lokalnych połowów. Tutaj panuje zdecydowanie większe zróżnicowanie. Jednak zasady we wszystkich smażalniach, czy to nad morzem, czy w głębi lądu, są takie same. Cena podana w cenniku dotyczy 100 gramów ryby. A 100 gramów to nie porcja, więc nie spodziewajmy się, że zapłacimy tyle, ile widzimy w menu, czyli np. kilkanaście złotych. Na jedną porcję składa się średnio 300 gramów ryby, do tego dochodzą frytki, surówki czy napoje, więc jest rzeczą zupełnie normalną, że kwota, którą musimy zapłacić za obiad rośnie nawet kilkukrotnie. Mimo że jest bardzo czytelne, a często obok cenników pojawiają się się dodatkowe informacje o tym, ile średnio waży jedna porcja ryby (lub też szaszłyka czy kiełbasy z grilla), wiele osób nie jest w stanie tego zrozumieć, a często nie chce tego zrozumieć i w momencie, gdy trzeba uregulować rachunek, dochodzi do ogromnego zaskoczenia, a zdjęcia paragonów z trzycyfrowymi wartościami za rodzinny obiad trafiają do mediów społecznościowych.
Warto dodać, że wbrew pozorom, ceny widniejące na "paragonach grozy" ze smażalni często nie są zbyt wygórowane. Ryby od dawna nie należą do najtańszych produktów. Wystarczy sprawdzić, ile kosztują w najbliższym supermarkecie. Nie ma więc co się łudzić, że nagle nad morzem stanie się cud i zjemy fileta za bezcen.
Ceny nad morzem. Jak uniknąć "paragonów grozy"?
Zdecydowanie tańszym rozwiązaniem na zaspokojenie głodu nad morzem mogą okazać się gotowe dania i przekąski, które mają stałą gramaturę i stałe ceny. Na świnoujskiej promenadzie znajdziemy liczne lokale oferujące zapiekanki, burgery, kebab czy kanapki. Ich ceny nie odbiegają od tych w innych miastach, a często możemy wśród nich znaleźć oryginalne przysmaki, których na próżno szukać w innych częściach Polski. Za kanapkę ze śledziem zapłacimy już kilkanaście złotych. Nieco więcej kosztują zapiekanki czy podgrzewane kanapki o wyszukanych smakach. Ceny burgerów czy kebabów nie odbiegają od "średniej krajowej", więc w tym przypadku o "paragonach grozy" nie ma raczej mowy.
Przebywając w nadmorskim kurorcie, nie musimy też codziennie jeść ryby ze smażalni. Niemal w każdej miejscowości, a zwłaszcza w takim mieście jak Świnoujście, istnieją liczne lokale gastronomiczne, w których można zjeść tanio i dobrze. Internauci, poza "paragonami grozy", chętnie pokazują miejsca, w których obiad kosztuje naprawdę niewiele, a za "danie dnia" zapłacimy w granicach 20 złotych. Zazwyczaj znajdują się one w większej odległości od plaży. Warto więc dobrze się rozejrzeć, a można naprawdę sporo zaoszczędzić.
Ceny nad morzem. Jak uniknąć "paragonów grozy"?
Jednym z najpopularniejszych słodkich przysmaków nad Bałtykiem od niepamiętnych czasów są gofry. Jeszcze na długo przed rozpoczęciem sezonu w mediach pojawiały się informacje o szokujących cenach tego przysmaku. Rzeczywiście gofry nie należą do najtańszych, jednak na ich ostateczną cenę składają się przede wszystkim dodatki. Za "suchego" gofra trzeba zapłacić około 8-10 złotych, do tego dochodzą ceny każdego dodatku, które kształtują się od 2 do 5 złotych. W tym przypadku warto zastanowić się, czy rzeczywiście chcemy zjeść gofra ze wszystkimi dodatkami dostępnymi w menu, czy może wybrać maksymalnie dwa lub trzy, które najbardziej odpowiadają nam smakiem? Cena będzie zdecydowanie mniejsza, a jednocześnie nie będziemy ryzykować tym, że ogromna "piramida" na gofrze złożona z bitej śmietany, borówek, truskawek, ananasów, malin i kilku rodzajów sosów i posypek nie wyląduje na chodniku po pokonaniu kilku kroków od okienka. Nie dość, że taniej, to zdecydowanie praktyczniej.
Podobnie jest z lodami, które w "podstawowej" wersji kosztują około 10 złotych. Gdy dodamy do nich całą listę dodatków, cena może wzrosnąć nawet dwukrotnie. Poza tym zbyt duże lody w upalne dni są również nietrwałe i po kilku minutach mogą po prostu spłynąć, co niewątpliwie negatywnie wpłynie na komfort ich spożywania.
Ceny nad morzem. Jak uniknąć "paragonów grozy"?
Wypoczywając nad morzem, mimo iż staramy się odetchnąć od trosk dnia codziennego, warto jednak pozostawić odrobinę zdrowego rozsądku i chłodnej kalkulacji. W wielu przypadkach, o naszych decyzjach decyduje nie tyle głód, co wpływ krzykliwych reklam, kolorowych obrazków, przyjemnych zapachów i zwykłego łakomstwa. Jak mówiły nasze babcie "oczy robią się większe niż żołądek".
Oczywiście nie powinniśmy sobie wszystkiego odmawiać. Na urlopie mamy przecież prawo do odrobiny szaleństwa, ale najlepiej róbmy to z głową, by z wakacji przywieźć tylko dobre wspomnienia.